„Ona”
to najnowsze dziecko amerykańskiego reżysera, Spike’a Jonze’a. Bohaterem tego
obrazu jest Theodore (Joaquin Phoenix). Pracownik serwisu „Beautiful Handwritten
Letters”, w którym to pisze osobiste listy w imieniu klientów. Jest swego
rodzaju pisarzem na życzenie. Osobą, która śmiem twierdzić zna swoich klientów
lepiej, niż ich bliscy. Theodore bowiem związany jest z nimi bardzo długimi
relacjami. Niejednokrotnie był „obecny” przy najważniejszych wydarzeniach z ich
życia. Facet ma wielki talent do tego co robi, co niejednokrotnie daje mu do
zrozumienia jego przełożony. Jest mistrzem kreowania przepięknych, ujmujących
fraz.
Historia przedstawiona w tym filmie dzieje
się w niedalekiej przyszłości. Theodore mieszka sam w wielkiej metropolii. Nie
jest to jednak przyszłość futurystyczna, napakowana latającymi pojazdami, czy
gadżetami na każdym kroku. Tak naprawdę to na pierwszy rzut oka nie wiele różni
się od czasów w których żyjemy. Po prostu technologia, która towarzyszy nam na co
dzień, weszła na nieco wyższy poziom. Dajmy na to podręczny minikomputer
wyposażony w inteligentny system operacyjny. Tzw. OS1. Nasz bohater posiada
takowy. Przyjmuje on imię Samantha i przemawia do samotnego Theo lekko
zachrypniętym, seksownym głosem Scarlett Johansson. Z tym, że Samantha zaczyna
rozwijać się w szalonym tempie.
Theodore to samotnik. Od roku tkwi w
separacji ze swoją żoną (Rooney Mara), którą oczywiście bardzo kocha, jednak
ona odrzuca jego miłość. Jest to po części spowodowane tym, jaką osobą jest
bohater. To człowiek spokojny, raczej stroniący od imprez. Coś poszło w ich
związku nie tak i oboje bardzo oddalili się od siebie. Sami wiecie jak to się
zawsze kończy. Nie mniej jednak, Theo swoją bratnią duszę odnajduje w Samanthcie.
Dochodzi między nimi do ogromnego „zbliżenia”. Samantha rozumie go jak nikt
inny. Doprowadza to do sytuacji kuriozalnej. Bohater zaczyna czuć coś więcej.
Zaczyna zakochiwać się w swoim systemie operacyjnym. Chwali się swoim
najbliższym znajomym, że kogoś poznał. Próbuje nie dać poznać po sobie, jak
bardzo na jego życiu odbiło się rozstanie z żoną. W międzyczasie próbuje
nawiązać inne fizyczne znajomości. Jednak coś jest nie tak. Theo rozumie, że
nikt nie daje mu tyle radości, co Samantha. Czuje, że to właśnie ona jest mu
przeznaczona.
Bohatera czeka wiele trudnych sytuacji.
Postawcie siebie w jego sytuacji. Znajomi proponują Wam podwójną randkę, a Wy
oświadczacie im, że spotykacie się z systemem operacyjnym. Nietrudno domyślić jak
zareagowaliby ludzie w dzisiejszych czasach. Jednak Theodorowi trafili się
naprawdę dobrzy przyjaciele, którzy potrafią zrozumieć jego sytuację. W
przyszłości ukazanej przez Jonze’a ludzie posiadają trochę inną mentalność.
Technologia jest swego rodzaju przedłużeniem ich prawdziwego, realnego życia.
Jest tak mocno zakorzeniona w społeczności, że nikogo nie dziwią już takie
sytuacje w jakiej znajduje się Theo. Chociaż szczerze powiedziawszy, film Spike’a
Jonze’a posiada jedną z najoryginalniejszych scen erotycznych ostatnich lat.
Nie, nie zdradzę szczegółów.
Amerykańskiemu reżyserowi udało się stworzyć
bardzo dobry film. Nazwałbym go futurystycznym, szalenie intymnym romansem przyszłości.
Jest to produkcja minimalistyczna. Bardzo intymna. Ukazana w pastelowych
barwach. Posiadająca kapitalną, nostalgiczną ścieżkę dźwiękową, która potęguje
doznania podczas seansu. Produkcja, która potrafi wciągnąć widza do reszty w
historię która rozgrywa się na ekranie. Czy wizja świata jaką ukazuje Jonze ziści
się w naszych realiach? Myślę, że większość z nas mogłaby bez problemu
zrozumieć Theodore’a. Postawić się w jego miejscu. Mogłaby zrozumieć jego
uczucia. Jego potrzebę miłości. Zaakceptowania przez drugą osobę takim jakim
jest. Właśnie to bohater otrzymał od związku z Samanthą. W dobie portali
społecznościowych jest to scenariusz jak najbardziej realny. Jednak pamiętajcie,
miłość to uczucie, które po jakimś czasie może okazać się tylko zwykłym zauroczeniem.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń