poniedziałek, 7 lipca 2014

Muzyczne zaburzenia umysłu - "Frank".

„Frank” to z jednej strony fikcyjna opowieść bardzo mocno inspirująca się historią popularnego w latach 80-tych Chrisa Sieveya znanego jako Frank Sidebottom. Twórcy inspirowali się również takimi postaciami jak Daniel Johnston, któremu zdiagnozowano schizofrenię oraz chorobę dwubiegunową, czy też kultowym muzycznym innowatorem, tworzącym legendy na swój temat, znanym pod pseudonimem Capitan Beefheart. Już po takim wstępie powinniście mieć w głowach pierwsze przypuszczenia, pierwszy zarys tego, jak specyficzny, a może i pokręcony jest ten film.

Jon (Domhnall Gleeson) to młody ambitny muzyk. Jego marzeniem jest pisanie piosenek i własna kapela z którą mógłby odnosić sukcesy. Jednakże jak dotychczas jego plany kończą się właśnie na marzeniach. Pewnego dnia poznaje tytułowego Franka (Michael Fassbender), wokalistę i lidera zespołu o niezwykle trudnej do wymowy nazwie – The Soronprfbs. Mężczyznę, który od małego nosi wielką głowę wykonaną z papier-mâché, nie pokazując przy tym nigdy nikomu swojej twarzy. Jak się później okaże, Frank odmieni życie Jona o nie do poznania. Ich znajomość będzie miała jednak wpływ obustronny.

„Frank” reklamowany jest jako komediodramat. Powiedział bym wręcz, że jest to mocny dramat, polany soczystą dawką (momentami czarnego) humoru. Pisząc humor mam tu oczywiście na myśli brytyjskie poczucie humoru, które powiedzmy sobie szczerze, nie każdemu odpowiada. Film Leonarda Abrahamsona to specyficzne dzieło. Ukazuje bowiem w dużej mierze proces powstawania pierwszego albumu muzycznego The Soronprfbs. Co za tym idzie, uświadczymy w nim naprawdę wielu przedziwnych sytuacji. W skład kapeli wchodzi sześciu członków. Wokalista Frank, który jest jej bezapelacyjnym liderem, mający samobójcze myśli menadżer Don (Scoot McNairy), strasznie odpychająca i nieufna Clara (Maggie Gyllenhaal), oraz stanowiący dla nich tło Nana (Carla Azar) i Baraque (François Civil). Do grupy dołącza oczywiście Jon, z którego perspektywy opowiadana jest historia. Mówiąc szczerze, ciężko byłoby mi wybrać z tego grona najbardziej pokręconą osobę. Mam wrażenie, że w głowie każdej z nich rodzą się przerażające myśli.


Obraz Abrahamsona w dużej mierze poświęcony jest ukazaniu nam tego, jak chęć odniesienia sukcesu i dążenie do sławy potrafią diametralnie zmienić człowieka, wyciągając z niego te najgorsze cechy charakteru. To jak ogromną zmianę przechodzi Jon, potrafi przerazić widza. Jednocześnie z miłego, trochę zagubionego gościa, staje się typem nie do zniesienia. Widz ma prawo poczuć do niego niechęć, wręcz nienawiść. Perspektywa bycia rozpoznawalnym przez fanów, uderza młodemu chłopakowi tak mocno do głowy, że jest gotów poświęcić dla niej naprawdę wiele. Nie zważa na to, iż jego działania sprawiają cierpienie innym. Dąży do celu po trupach, na całe szczęście nie dosłownie. Niemniej jednak w pewnym momencie Jon błądzi zbyt mocno na swej ścieżce ku sławie.


Pomimo swojego końcowego dramatycznego wydźwięku, „Frank” to film, który potrafi bawić widza. Podczas seansu dostarcza on wielu zabawnych momentów. Szczególnie w pierwsze połowie filmu. Dostarcza nam również niezapomnianych doznań muzycznych. The Soronprfbs to bowiem kapela jakiej ze świecą szukać. Charakterystyczne brzmienie, poplątane, na pierwszy rzut oka bezsensowne, niespójne teksty wychodzące z głowy Franka. To kwintesencja tego filmu. Pod koniec seansu jakby nieubłaganie, przemienia się on w rasowy dramat. Zrzuca swoje komediowe szaty po to, aby ukazać z bliska dramaty ludzkie. A przede wszystkim ten, którzy przeżywa nasz tytułowy bohater. Uwierzcie mi, w głowie Franka dzieje się naprawdę wiele.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz