Pamiętacie
świetny "Dzień próby" z oscarową rolą Denzela Washingtona? Reżyser
wspomnianego filmu Antoine Foqua, ponownie poprosił aktora o współpracę, czego
efektem jest wchodzący na ekrany kin obraz pt. "Equalizer" bądź jak
kto woli "Bez Litości". Po kilku naprawdę średnich produkcjach
reżyserowi udało się stworzyć kawał naprawdę dobrego, trzymającego w napięciu
kina. Czego bądź kogo to zasługa? O tym niżej.
Bohaterem
filmu jest Robert McCall (Denzel Washington) były agent CIA, który powiedzmy,
że w ramach odskoczni od zawodu, dorabia jako pracownik sieci sklepów z
artykułami budowlanymi. Na każdym kroku niesie pomoc oraz dobrą radę
potrzebującym. Ogólnie rzecz biorąc to taki typ dobrego wujka. Samotnik,
cierpiący na bezsenność. Sprawy zaczynają się zmieniać w momencie gdy
niepełnoletnia prostytutka Teri (Chloë Grace Moretz), którą bohater spotyka
dosyć często w barze, zostaje brutalnie pobita. Jest to
moment, w którym nasz protagonista zaczyna stopniowo ujawniać swoje ukryte
zdolności.
Bohater
wyrusza na wojenną ścieżkę, a na swojej drodze spotyka naprawdę poważnego
przeciwnika. Jest nim niejaki Teddy (Marton Csocas). Były radziecki agent,
prawa ręka rosyjskiego oligarchy Vladimira Pushkina. To typ wyrafinowanego,
bezlitosnego gościa od brudnej roboty. Wcielający się w niego Csocas spisał się
w roli doskonale. Wzbudza w widzu uczucie niechęci do granego przez siebie
bohatera. Jest w swojej roli szalenie autentyczny, wzbudzający strach oraz
niepewność kolejnego ruchu jaki wykona. Na drugim i trzecim planie wtórują mu:
Chloë Grace Moretz, Johnny Skourtis, David Harbour czy Melissa Leo. Są to
jednak role tylko dobre. Nieco bladnące na tle postaci Teddy’ego.
Bezapelacyjnie
najjaśniejszym punktem “Bez litości” jest główny bohater. Denzel Washington
stworzył świetną kreację. Z jednej strony to osoba samotna, cierpiąca z
jakiegoś powodu. Z drugiej - profesjonalista, budzący podziw swoimi
umiejętnościami. Uwierzcie mi na słowo. To co bohater momentami wyczynia na
ekranie przechodzi ludzkie pojęcie, a gama sposobów likwidacji przeciwników
wydaje się być nieograniczona.
Nie
samymi bohaterami ten film stoi. Ma nam do zaoferowania naprawdę zgrabną,
świetnie przedstawioną fabułę. Co najważniejsze, trzyma ona w napięciu od
początku do samego końca. Widz tak naprawdę nie wie czego może spodziewać się
po bohaterze. Czy są dla niego jakieś granice, których nie będzie w stanie
przekroczyć. “Bez litości” to bardzo dobry przedstawiciel kina zemsty,
wymierzania sprawiedliwości. To za razem trzymający w napięciu thriller oraz
nie zważając na tempo, dobre kino akcji. Na tle produkcji wzorowanych na
“Uprowadzonej”, które tak licznie zalewają ekrany kin, najnowsze dzieło Foqua
nie ma się czego wstydzić. Ba! Ma prawo iść przed siebie z podniesionym czołem.
Polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz