To było
bodajże niecały rok temu, kiedy studio Warner Bros na swoim kanale YouTube
udostępniło pierwszy teaser trailer filmu „Man of Steel”. Już wcześniej byłem
bardzo podekscytowany faktem powstawania tego filmu. Chociażby przez fakt, iż
odpowiedzialni za niego byli reżyser Zack Snyder oraz producent Christopher
Nolan, człowiek który dał światu nowe spojrzenie na historię Mrocznego Rycerza.
Lecz po obejrzeniu pierwszego teasera poziom mojej ekscytacji diametralnie
wzrósł.
Przyznam się
szczerze, że nigdy nie byłem fanem Supermana, wydawał mi się zbyt kiczowaty.
Miałem świadomość tego, że jest to postać komiksowa ale co to za bohater który
lata w czerwonych gaciach założonych na niebieskie rajtuzy? Zdecydowanie bliżej
mi było to postaci Batmana, Iron Mana czy Spider-Mana. Jednak w osobie reżysera
i producenta dostrzegłem ogromną nadzieję na to, że tym razem dostaniemy coś
naprawdę innego, zupełnie inne podejście do postaci. Już pierwsze zdjęcie
ukazujące postać Supermana bez czerwonych majtek na wierzchu utwierdziła mnie w
przekonaniu, że tak właśnie będzie. Że będzie to bardziej poważne podejście do
postaci, którą uwielbiają miliony na całym świecie. Oczywiście nie można
wymagać zbyt wielkiego realizmu od obrazu, który ukazywać ma losy bohatera,
który zaprzecza wszelkim prawom fizyki, jest ogromnie silny, strzela laserem z
oczu i wiele wiele innych. Pomimo tego, oczekiwania miałem naprawdę bardzo
wysokie.
I nie
zawiodłem się! Z naprawdę ogromną przyjemnością poznawałem początki historii
tytułowego Człowieka ze stali. Chronologia przedstawianych na ekranie wydarzeń
jest lekko pozmieniana, otóż na samym początku naszym oczom ukazuje się planeta
Krypton, miejsce narodzin Kal-Ela, syna Jor-Ela, jednego z wyżej postawionych
obywateli. Następnie rzuceni jesteśmy w czasy obecne, gdzie nasz bohater jest
już dorosłym mężczyzną, który próbuje ukryć się przed całym światem. Podczas
filmu kilkukrotnie oglądamy retrospekcje pokazujące nam różne etapy życia
Clarka Kenta. No dobrze ale po kolei. Planeta Krypton w wyniku zbyt mocnego
wyeksploatowania jej przez mieszkańców staje w obliczu zagłady. Jedyną szansą
na uratowanie rasy na niej żyjącej jest wysłanie nowo narodzonego dziecka na
odległą planetę Ziemię. Oczywiście noworodkiem tym jest nasz główny bohater,
pierwszy od setek lat naturalnie narodzony Kryptonianin. Jest to dość istotne,
bowiem od wieków każdy obywatel planety miał odgórnie przypisaną rolę w
społeczeństwie, jednak nie mały Kal-El. On miał prawo do wybrania swojej
własnej ścieżki życia. W międzyczasie dochodzi do buntu na czele którego staje
Generał Zod. Chce on użyć tzw. Kodeksu do odbudowania swojej rasy na innej
planecie. Ubiega go jednak Jor-El i wraz z pomocą swojej żony wysyła młodego
Kal-Ela na Ziemię. Zod zostaje schwytany i w konsekwencji swych niecnych
czynów, skazany na długą odsiadkę w kosmicznym więzieniu. Następnie akcja jak
już wspomniałem przenosi się na Ziemię. I to właśnie na naszej rodzimej planecie
rozgrywa się reszta filmu.
Możemy
dokładniej przyjrzeć się naprzeciw jakim problemom stawać musiał młody Clark.
Od niemowlaka wychowywany był przez małżeństwo dosyć ubogich rolników.
Nieakceptowany prze środowisko czy to w latach szkolnych, czy w późniejszym
czasie, nasz bohater musiał panować nad sobą, nad swoimi niesamowitymi
zdolnościami, a przede wszystkim nad gniewem, który dusił w sobie przez całe
życie. Po incydencie w którym ratuje tonący autobus szkolny, jego przyrodni
ojciec postanawia wyjawić mu tajemnicę jego pochodzenia. Pewnego razu podczas
pracy w barze Clark przypadkiem dowiaduje się o tajemniczym obiekcie
znajdującym się na biegunie południowym. Postanawia dostać się na miejsce podszywając
się pod członka ekspedycji. Na miejscu poznaje młodą dziennikarkę, którą
okazuje się być nie kto inny jak Lois Lane. Otóż niezidentyfikowanym obiektem
okazuje się być statek kosmiczny, pochodzący z planety Krypton. Kent postanawia
dostać się do niego, a tam spotyka swojego prawdziwego ojca, a dokładniej jego
ducha, zjawę która opowiada mu historie jego oraz całej planety, z której
pochodzi. Dalej jest już tylko ciekawiej i bardziej spektakularnie. Superman
przez przypadek aktywuje sygnał S.O.S. który sprowadza na Ziemię nikogo innego
jak Generała Zoda i jego kompanów. To tyle o fabule co by zbyt wiele nie
zdradzać.
Pod względem
technicznego wykonania „Człowiek ze stali” to majstersztyk. Efekty specjalne
powalają na kolana. Udźwiękowienie jest zrobione na najwyższym poziomie. Za ścieżkę dźwiękową odpowiadał nie kto inny jak Hans Zimmer. Udało mu się stworzyć naprawdę mocne, zapadające w pamięć utwory. W filmie
dosyć często użyty jest efekt szybkiego zoomu, tak aby skupić uwagę na
konkretnym obiekcie. Praca kamery momentami jest szalenie szybka, pomimo tego
nie ma problemu ze śledzeniem wydarzeń na ekranie. Cały film kręcony był w
dosyć stonowanej kolorystyce, na próżno szukać w nim jaskrawych barw. Wybuchy,
eksplozje, latające samochody, wagony, walące się budynki, ogromne tornado
siejące zniszczenie to tylko namiastka tego co dzieje się w tym filmie. Walki
są szalenie efektowne! Widać jak ogromną mocą dysponuje Superman oraz jego
przeciwnicy. Prócz Zoda nieźle w kość daje mu Faora, prawa ręka Generała. Jest
to typ kobiety, która zamiast gadać woli działać. I efektem tego jest chociażby
zdemolowanie centralnej części Smallville, miasteczka w którym wychował się
nasz bohater. Naprawdę, jeśli chodzi o ilość eksplozji na ekranie, to reżyser
Zack Snyder mocno dogania wirtuoza wybuchów Michaela Bay’a.
Podczas
seansu w głowie utknęła mi jedna liczba – 33. Tyle bowiem lat ma Clark Kent w
trakcie wydarzeń. Czy to przypadek, czy specjalny zabieg twórców aby Supermana
przedstawić w takim samym wieku jak Jezusa w jego ostatnich dniach życia na
Ziemi? Spójrzmy dalej, Clark Kent to tak naprawdę Kal-El. El -> Eloi ->
Bóg. Nie od dzisiaj wiadomo, że inspiracją do powstania komiksu o Człowieku ze
stali było życie Jezusa. Obydwoje zesłani byli na Ziemię, wychowywali byli
przez przyrodnich ojców (w przypadku Clarka również matkę), mieli nadludzkie
zdolności, problemy z akceptacją wśród społeczeństwa. Obydwoje bez wahania
zdolni byli do oddania się w ręce nieprzyjaciela, tylko po to by ocalić lud w
którym się wychowywali ale który nie był im do końca przyjazny. Sam Jor-El w
rozmowie z biologiczną matką Supermana, powiedział jej, że Kal-El będzie dla
Ziemian jak Bóg. Biegun Południowy, miejsce w którym Kal-El po raz pierwszy
rozmawiał z ojcem jest niczym Ogród Oliwny. Myślę, że twórcy nie bez powodu
właśnie w taki sposób przedstawili nam postać Dziecka Kryptonu. „Przypadek? Nie
sądzę” jak to mówi popularne swego czasu hasło internetowe.
Podsumowując.
Dostałem w 100% to czego oczekiwałem. Bardzo zgrabnie, a przy tym mega
efektownie przedstawione początki historii Człowieka ze stali. Jestem naprawdę pod
ogromnym wrażeniem. Już nie mogę doczekać się kontynuacji oraz tego jak Warner
Bros i DC Comics rozwiną dalej swoje komiksowo-filmowe uniwersum. W wyścigu do
miana największego blockbustera 2013 roku, powalczyć z „Człowiekiem ze stali”
może tylko „Pacyfic Rim”! Polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz