Zombie,
temat niezwykle popularny ostatnimi laty. Przyczyną tego jest chociażby bardzo
dobry, bijący rekordy oglądalności serial „The Walking Dead”, czy gra
komputerowa oparta na tym samym komiksie, na którym wzoruje się wspomniany
przeze mnie serial. Większość z Was oglądała też „Zombieland” z 2010 roku,
który podchodzi do tematu w nieco bardziej humorystyczny sposób, jednocześnie
zachowując powagę sytuacji jaką jest plaga zombie. „World War Z” bo taki tytuł
nosi najnowszy film z Bradem Pittem, oparty jest na książce "World
War Z: An Oral History of the Zombie War" autorstwa Maxa Brooksa.
Szczerze powiedziawszy nie miałem z nią styczności, więc nie wiem jak bardzo
scenarzyści posłużyli się historia w niej zawartą. Nie mniej jednak dochodziły
mnie informacje na temat przekroczenia budżetu filmu, zmian w scenariuszu,
dokręcania nowych scen, zmiany zakończenia. Ciężko mi powiedzieć jak duży miało
to wpływ na końcową formę obrazu. Nie mniej jednak film przeszedł swoje ale na
szczęście cały i zdrów trafił do kin.
Film
zaczyna się sceną ukazującą typowo amerykańskie rodzinne śniadanie. Tatuś stoi
przy patelni, mamusia całuje córeczki w czółko, a te wcinają polane syropem
naleśniki. Głównym bohaterem jest Gerry Lane (Brad Pitt), były śledczy ONZ.
Facet przeszedł już swoje i ze szczerą radością stara się wieść normalne życie
ze swoją rodziną. Wydawać by się mogło, że nic nie stanie mu na przeszkodzie,
aż tu nagle świat obiega wiadomość o przypadkach dziwnych ataków wśród ludzi.
Należy wspomnieć o scenie w której jakiś uczony pan doktor zapewnia, że nie ma
się czego bać, że to tylko fałszywy alarm. Jak to jednak bywa w amerykańskich
produkcjach, fałszywy alarm przeradza się w ogarniającą cały świat (nie tylko
Amerykę!) epidemię. Gerry jako, że jest jednym z najlepszych ludzi jakich
posiada(ło) ONZ, za namową swojego przyjaciela oraz obietnicą ochrony swoich
najbliższych, postanawia wrócić do akcji. Najpierw jednak musi wydostać się z
opanowanego przez hordy zombie miasta. Z karabinem snajperskim w ręku
przemierza hotelowe korytarze, starając się unikać kontaktu z przeciwnikiem.
Przeciwnik = zombie. Tyle, że nie są to zombie do jakich
mogliśmy się przyzwyczaić. Nieumarli w tym filmie są szybcy, silni, bardzo
wytrzymali. Bliżej im do „wampirów” z „I am Legend”, niż do powolnych,
rozpadających się trupów. Zachowują się, jakby zostali zarażeni wścieklizną.
Biegają jak szaleni w celu zainfekowania jak największej liczby żywych istot. Wizualna strona zombie zależy od
punktu widzenia. Stając twarzą w twarz nieumarli wyglądają naprawdę dobrze, są
pełni detali, charakteryzacja pełna klasa. Natomiast w scenach gdzie
kamera prezentuje większy obszar, zombie wyglądają strasznie sztucznie,
komputerowo, tandetnie, po prostu brzydko. Momentami wyglądają jak przelewająca
się masa żywego truchła. Specjaliści od efektów specjalnych mogli się
zdecydowanie bardziej postarać. Jeśli chodzi o element techniczny filmu, to
kamera momentami lata jak szalona, co jak można się domyśleć nie umila seansu,
a wręcz go pogarsza.
Fabularnie film stoi na przyzwoitym poziomie, chociaż
zdarzył się jeden tak bezsensownie głupi moment, że miałem ochotę złapać się za
głowę i wykrzyknąć kilka niecenzuralnych słów. Nasz bohater przemierza świat w celu
odnalezienia źródła epidemii jaka dotknęła ludzkość. Pojawia się on między
innymi w Izraelu, Korei oraz Walii. W Walii właśnie miejsce ma
najważniejsza dla filmu sekwencja przedzierania się przez opanowane przez nieumarłych
laboratorium. Mówiąc szczerze ten element filmu podobał mi się bardziej, niż bieganie
i strzelanie do nieumarłych z karabinów helikoptera. Film nie uchronił się
niestety od absurdalnie wyglądających scen, jak katastrofa lotnicza, którą
oczywiście przetrwać mógł tylko nasz bohater i kobieta żołnierz, która
towarzyszyła mu przez całe śledztwo.
Podsumowując „World War Z” jest filmem dobrym. Ma swoje wady ale na całe
szczęście pozbawionym jest patetycznych dialogów o tym jaka to Ameryka jest cudowna.
Dodatkowo podchodzi w ciekawy sposób do tematyki i przedstawienia zombie. Mam
nadzieję, że do kin trafiać będzie coraz więcej tego typu filmów, ukazujących
świeże spojrzenie na tematy, które wydawać by się mogło są nietykalne. W końcu zombie też mają prawo czasami pobiegać i rozprostować kości.
Dobra recenzja :D
OdpowiedzUsuńŚwietna robota
pozdrawiam sully_avatar
Dziękuję za miłe słowa! :) Staram się jak mogę :)
UsuńZapraszam do lektury pozostałych tekstów :)
Dobrze się czyta:) Podoba mi się.
OdpowiedzUsuńwielkie dzięki ;)
UsuńO jakim "bezsensownie głupim momencie" mówisz ?
OdpowiedzUsuńScena z samolotem z tym młodym specem od wirusów :) a dokładnie efekt jego paniki.
OdpowiedzUsuńPowiem ci, że akurat mi ta scena wydała się bardzo zabawna. Choc nie wiem czy tak miała zostać odebrana.
Usuń