Justin
Timberlake coraz częściej próbuje swoich sił w kinie. Śmiem rzec, że w obecnej
chwili bardziej z niego aktor niż piosenkarz. Uwielbiany przez rzeszę kobiet
gwiazdor stwierdził nawet, że zamierza w przyszłości powalczyć o Oscara.
Problem w tym, że żeby zdobyć tą nagrodę, trzeba się czymś wykazać. W
szczególności świetnym aktorstwem. Jakość odgrywanych ról jest o wiele
ważniejsza od ich ilości. Spójrzcie na Daniela Day-Lewisa. Gra średnio w 1
filmie na 2-3 lata, a na koncie ma rekordowe 3 Oscary za role pierwszoplanowe.
Czemu o tym piszę na wstępie? A temu, że Timberlake’owi jeszcze bardzo daleko do poziomu aktorskiego,
dającego szansę na nagrodę Akademii.
Najnowszy
film z udziałem Justina T. to „Runner Runner”, ochrzczony przez polskich
tłumaczy jako „Ślepy Traf”. Obok piosenkarza występują w nim takie nazwiska jak
Ben Affleck oraz Gemma Arterton. Jak wygląda ich poziom aktorstwa? Jest bardzo
nierówny. Seans tego filmu nie zmienił mojego zdania odnośnie jednej sprawy.
Mianowicie nadal śmiem twierdzić, że z Afflecka znacznie lepszy reżyser niż
aktor. Chociaż przyznam, ze w porównaniu do Timberlake’a cieszyłem się widząc
go na ekranie. Logicznie podobne wydawałoby się nastawienie do Gemmy Arterton.
Niestety, Brytyjka nie prezentuje jednak niczego godnego uwagi. Podczas seansu
miałem wrażenie, że ktoś jej niedokładnie nałożył na skórę samoopalacz.
Aktorstwo Arterton w tym filmie ogranicza się do bycia i prezentowania się w
miarę dobrze na ekranie. Spodziewałem się czegoś więcej po tej aktorce. Rola
która przypadła mi do gustu, to występ Anthony’ego Mackie, grającego agenta
FBI. Niestety, jest to to występ epizodyczny i nie jest nam dane oglądać go
zbyt długo na ekranie.
Jak
prezentuje się fabuła filmu? Timberlake gra studenta Princeton, niejakiego
Richiego Fursta, który bawi się w hazard. Jednocześni zachęcając do tego innych
studentów. Dowiaduje się o tym dziekan i grozi mu wydaleniem z uczelni. Bohater
stoi przed trudnym wyborem, bowiem hazard to jedyne źródło pieniędzy, których
potrzebuje na opłacenie czesnego. Stawia więc wszystkie swoje oszczędności w
celu wygrania kwoty jaką musi wpłacić na konto uczelni w przeciągu kilku dni.
Jak to bywa w filmach, oczywiście przegrywa całą kwotę. Jednak bohater
twierdzi, że został oszukany przez internetowe kasyno. Postanawia udać się na
Kostarykę, w celu spotkania się z szefem kasyna, Ivanem Blockiem oraz
odzyskania straconych pieniędzy. Odzyskuje nie tylko całą sumę, dostaje również
propozycję współpracy z Blockiem. Jest to łatwa kasa, która okazuje się być
jednocześnie powodem późniejszych dużych kłopotów bohatera. Ogólnie film jest
lekki w odbiorze. Z tym, że fabularnie nie ma mowy o jakimkolwiek zaskoczeniu.
Wszystko dostajemy na tacy bez konieczności wysilania mózgownic.
Elementami
do których ciężko się w przypadku tej produkcji przyczepić, są zdjęcia oraz
warstwa muzyczna. Kawałki lecące w tle są przyjemne dla ucha i tworzą lekki,
wakacyjny klimat. Zdjęcia są ostre, praca kamery również nie daje powodów do
narzekania. Nawet w scenach pościgów, w których kamera porusza się bardzo
dynamicznie, nie doświadczamy efektu przypominającego zawroty głowy. Kostaryka
w tym filmie jest barwną, pełną kolorów krainą, w której aż chce się żyć.
Krótko
podsumowując. „Ślepy Traf” jest filmem co najwyżej dobrym. Jest to produkcja
typu „obejrzeć i zapomnieć”. Nieangażująca zbyt mocno widza w to co dzieje się
na ekranie. Ot taki lekki film na wieczór. Jest to obraz, który nie zaskakuje
fabularnie i nieco zawodzi pod względem aktorstwa. Jest to film dobry do paczki
chipsów, piwka w ręku i wygodnej kanapy w domowym zaciszu. Justin Timberlake
musi staranniej dobierać sobie role, jeśli na poważnie myśli o zdobyciu Oscara.
Timberlake jest utalentowany, jest obyty z kamerą. Z pierwszym planem jednak sobie nie radzi. Filmu nie widziałem. Widziałem z nim "In Time" - dla mnie żenujący obraz, gdzie Timberlake'a było już za dużo. Nie potrafi zaciekawić widza sobą przez całe 2 godziny. Gdy ma epizod, jak w Social Network, wypada super. Także z tym - "...jeśli na poważnie myśli o zdobyciu Oscara." - nie przesadzałbym :) Na razie nie myśli, na razie nabija licznik znajomości w Hollywood :)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie świetny wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń