wtorek, 26 listopada 2013

Może to jego urok, może to Mjölnir - "Thor: Mroczny Świat".

            
        Po tym jak Loki (Tom Hiddleston) solidnie nabroił w Nowym Jorku (co mogliśmy obejrzeć w „Avengers”), Thor (Chris Hemsworth) wraz ze swoją grupą zaufanych wojowników, a za razem wiernych przyjaciół, postanawia zaprowadzić pokój w 7 światach, których nazw za cholerę nie pamiętam. W każdym bądź razie nasz blond włosy brodacz nie opieprza się, ani nie wyleguje w łożu z Jane Foster (Natalie Portman). Wprost przeciwnie, ma ręce pełne roboty. W końcu kto jak kto ale przyszły Król Asgardu musi wykazać się odwagą i męstwem aby zasiąść na tronie i godnie zastąpić Odyna. Co do panny Foster, to bidulka nie widziała naszego bohatera od blisko 2 lat.


            Na początku filmu Odyn (Anthony Hopkins) w roli narratora prezentuje nam historię związaną z początkami świata, oraz walką ze złą rasą Mrocznych Elfów, dowodzonych przez jeszcze gorszego Malekitha (Christopher Ecceleston). Oczywiście na samym początki była ciemność. Co się z tym wiąże Malekith w odległej przeszłości próbował cały nasz wszechświat przemienić z powrotem w ciemność, w pustkę. Chciał nas najzwyczajniej w świecie zresetować. Oczywiście na przeszkodzie stanęli mu dzielni Asgardczycy i wszechświat istnieje dalej. Jednakże Malekith nie złożył broni. Ten czarny charakter ma jeszcze wiele do powiedzenia i tylko czyha na odpowiedni moment. Żeby nie było nudno, ma to oczywiście związek z Thorem, Lokim, planetą Ziemią i oczywiście ukochaną tytułowego bohatera, czyli panną Foster. Więcej nie zdradzę, bo warto samemu zapoznać się z tą historią. Jak na tego typu produkcję, ta nawet trzyma się kupy. Z tym, że kto tu się przejmuje ewentualnymi nieścisłościami fabularnym? Tu liczy się dobra zabawa. A takiej „Thor: Mroczny Świat” dostarcza w bardzo dużych ilościach.


            O historii już Wam co nie co wspomniałem, pora na kilka słów o aktorskiej stronie tej produkcji. Otóż śmiem twierdzić, że Marvel dokonał świetnych wyborów obsadzając w rolach Thora i Lokiego tych, a nie innych aktorów. Hemsworth i Hiddleston wcielają się w dwójkę jakże różniących się do siebie braci wprost fantastycznie. Ten pierwszy aż kipi testosteronem, jest dumny i wyniosły co w przypadku takiej postaci jest szalenie ważne. Drugi natomiast charakteryzuje się bardziej wątłą posturą i bardzo dobrze, ponieważ największa siła Lokiego to spryt, a nie tężyzna fizyczna jak w przypadku Thora. Ecceleston wcielający się w Malekitha budzi niepokój, jest wyrafinowany i bardzo pewny swoich planów. Postacie drugoplanowe również wypadają dobrze. Szczególnie do gustu przypadła mi znana z serialu „2 Broke Girls” Kat Dennings, która wnosi do filmu duże pokłady humoru. Reszta jak wspomniałem bez zarzutu.


            Co mogę napisać o stronie technicznej? Otóż film wizualnie prezentuje się bardzo dobrze. Jest szalenie efektowny. Zdjęcia są naprawdę świetne, a ich kolorystyka idealnie dopasowana do sytuacji i miejsca w jakim znajdują się bohaterowie. Efekty specjalne, co dla mnie jest ważne nie trącą sztucznością. Świat wykreowany w tym filmie naprawdę potrafi zachwycić. Każda z przedstawionych krain wyróżnia się czymś indywidualnym na tle pozostałych. Ścieżka dźwiękowa skomponowana przez Briana Tylera naprawdę świetnie pasuje do całej otoczki tej produkcji. Kiedy potrzeba jest epicko, wyniośle, by po chwili raczyć nas spokojniejszą melodią. Ogólnie naprawdę nie ma się do czego przyczepić.


            Krótko podsumowując. „Thor: Mroczny Świat” to świetna propozycja na listopadowe dni, dla osób które cenią sobie dobrą zabawę i humor. Nie jest to produkcja wymagająca rozmyślania nad zawiłościami fabularnymi. Większy nacisk położono tutaj na stronę wizualną oraz sprawienie frajdy widzom. Jest to prosta ekranizacja komiksu która myślę, że zadowoli każdego fana uniwersum stworzonego przez Marvela oraz osoby po prostu szukające w kinie dobrej rozrywki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz