sobota, 12 lipca 2014

Po dwóch stronach barykady - "Ewolucja Planety Małp".

Przed premierą “Genezy Planety Małp” w 2011 roku, chyba nikt nie przypuszczał jak wielki sukces zarówno kasowy jak i artystyczny odniesie ten film. Historia będąca wstępem do największej tragedii w dziejach ludzkości, zebrała na całym świecie całkiem pokaźną sumę pieniędzy oraz mnóstwo pozytywnych recenzji, stając się jednym z najlepiej ocenianych blockbusterów roku. Na całe szczęście twórcy na czele z reżyserem Rupertem Wyattem, pozostawili otwartą furtkę dla ewentualnej kontynuacji. Mamy rok 2014 i możemy być im naprawdę wdzięczni. Dzięki temu, na ekrany naszych kin z małpimi okrzykami w tle, wchodzi kontynuacja, zwana “Ewolucją Planety Małp”. Sequel, który stawia innym blockbusterom tego roku bardzo, ale to bardzo wysoką poprzeczkę.

 Od wydarzeń przedstawionych w “Genezie” minęło dziesięć zim. Populacja ludzka na Ziemi przez ten czas dramatycznie zmalała. Ci którzy przetrwali, schronili się pośród ruin większych miast, takich jak San Francisco. Po drugiej stronie barykady sytuacja wygląda zgoła inaczej. Ceasar (Andy Serkis), wraz ze swoim rozrośniętym stadem, prowadzi spokojny żywot wśród koron drzew. Jego plemię nie próżnuje. Wiele czasu poświęca na edukację małp już od najmłodszych lat. Od blisko dwóch zim nie wykryto w lasach obecności człowieka. Niespodziewanie, na terytorium opanowanym przez człekokształtnych pojawia się grupka ludzi, próbująca uruchomić elektrownię wodną znajdującą się przy zaporze rzecznej. Początkowo, po namowach ich lidera Malcolma (Jason Clarke), Ceasar wyraża zgodę na to, by ludzie przebywali na terytorium małp. Trwa więc pokój między gatunkami. Niestety jak się później okaże tylko do czasu.


„Ewolucji Planety Małp” bliżej do dramatu, niż do kina akcji czy sci-fi. Spokojnie, to jednocześnie przepiękna wizualnie produkcja. W fantastyczny sposób ukazuje nam relacje między bohaterami. Widać tu hierarchię jaka panuje w obydwu obozach, oraz reguły jakie każdy z członków musi przestrzegać. Ceasar żyje w świadomości, iż małpy nie są złe, że jest to zarezerwowane dla ludzi. Że tylko ludzie potrafią być zawistni, chciwi, dążyć do władzy za wszelką cenę. Z drugiej strony poznaje wspomnianego przeze mnie Malcolma, któremu zaczyna ufać, tak jak zaufał swojemu przyszywanemu ojcu, opiekunowi Willowi (James Franco). Bohaterowie wspólnymi siłami próbują zaprowadzić pokój między dwoma gatunkami. Niestety jak to w życiu bywa, na ich drodze stoi wiele przeszkód. Nie obędzie się bez pojedynków, wymiany ognia, a nawet niespodziewanych zdrad.

Najnowszy film Matta Reeves’a to techniczny majstersztyk. Duża tu zasługa najpopularniejszego i za razem najlepszego aktora performance capture – Andy’ego Serkisa. To on wciela się w Ceasara, to dzięki niemu przywódca małp pokazuje tyle wspaniałych emocji. W ogóle stworzenie tak wielkiej ilości postaci wygenerowanych komputerowo, robi piorunujące wrażenie. Ręce same składają się do oklasków. Warto wspomnieć o dwóch scenach, robiących ogromne wrażenie i pokazujących kunszt operatora. Jedna to ucieczka Malcolma przez miasto podczas bitwy, druga to scena z kamerą umieszczoną tuż nad obracającym się działkiem wozu pancernego. Cud miód malina. Reżyser wyznaje zasadę mniej green/blue screenu, więcej tradycyjnych scenografii. Jakież to robi wrażenie. Są to jedne z najlepszych scenografii jakie kiedykolwiek widziałem. Pierwsze skojarzenie jakie mi się nasuwa to gra wideo „The Last of Us”. Za efekty specjalne odpowiada ekipa WETA Digital. To ci sami specjaliści, którzy stworzyli Golluma i Śródziemie, planetę Pandora z „Avatara” i wiele innych. Nie muszę więc tłumaczyć jak kapitalnie pod względem wizualnym prezentuje się „Ewolucja…”. Praktycznie każdy kadr z filmu nadawałby się na obraz w salonie. Dodajmy do tego świetną, idealnie wkomponowującą się w wydarzenia ścieżkę dźwiękową od Michaela Giacchino i otrzymujemy spektakl idealny.


„Ewolucja Planety Małp” to film niezwykły. To spektakularne widowisko, ze wspaniałymi postaciami, trzymającą w napięciu historią i ogromnymi pokładami emocji. Obraz ten jest w mojej ocenie sukcesem w każdym swoim elemencie. Jest to film o klasę lepszy od swojego poprzednika, nie mówiąc już o wersji Burtona z 2001 roku, czy pierwszej, zestarzałej już serii filmów z lat 68-73. Podczas seansu, już po kilku chwilach człowiek zapomina, że większość postaci stworzona została dzięki efektom specjalnym. Dzięki świetnej grze aktorskiej, ogromnemu napięciu i emocjom jakie towarzyszą im na ekranie, widz ma możliwość utożsamić się z bohaterami, współczuć im oraz trzymać za nich kciuki. Oscar dla Andy’ego Serkisa? Jest fenomenalny, więc czemu nie!

2 komentarze:

  1. Bardzo zachęcająca recenzja, już kolejna, którą czytam, jeszcze parę zachęcających opinii i może się sam skuszę na ten film. Tym bardziej, ze nie ma tu wreszcie dzielnych marines, a ostatni fotos wygląda bardzo intrygująco.

    OdpowiedzUsuń