Nigdy nie byłem wielkim fanem Star Treka, w moim sercu od najmłodszych
lat gościły Gwiezdne Wojny i to nimi się zachwycałem. Lecz nadszedł rok 2009, a
wraz z nim premiera filmu Star Trek. Odpowiadał za niego niejaki J.J. Abrams,
człowiek który dał światu jeden z najlepszych seriali ostatnich lat - Lost.
Seria Star Trek kojarzyła mi się zawsze (być może mylnie) z marną podróbką Star
Wars. Kiepskie efekty specjalne, mniejszy budżet, ogólnie tandeta. Lecz coś
mnie w 2009 roku podkusiło i wybrałem się na Star Treka. Nawet sobie nie
wyobrażacie jak się pozytywnie zaskoczyłem pierwszym trekiem w wykonaniu
Abramsa! Jego wizja bardzo przypadła mi do gustu. J.J. Abrams wraz ze
scenarzystami Alexem Kurzmanem oraz Roberto Orcim dokonali niemalże cudu
odmieniając o 180 stopni oblicze Star Treka. Dawniej kojarzonego ze
zdziwaczałymi nerdami przebranymi w śmieszne kostiumy.
Minęły 4 lata i do polskich kin lada chwila (31 maja) trafi kontynuacja
hitu z 2009 roku – „Star Trek Into Darkness”, w naszych rodzimych kinach
ochrzczona tytułem „W Ciemność Star Trek”. Nie wiem kto odpowiada za
tłumaczenia co poniektórych tytułów ale to tłumaczenie jest co najmniej
nieprzyjemne dla oka. Nie zdziwiłem się więc gdy grupa fanów starała się
przemówić dystrybutorowi do rozsądku w celu zmiany tytułu na jakiś bardziej
chwytliwy. Niestety bezskutecznie.
W kontynuacji powracają wszyscy znani i lubiani aktorzy którzy służyli
na USS Enterprise. Mam tu na myśli chociażby Chrisa Pine’a, Zachary’ego Quinto,
Zoe Saldana, Karla Urbana, Antona Yelchina oraz przezabawnego w swojej roli
Simona Pegga. Ogromną siłą filmu jest właśnie humor, który idealnie wpasowany
jest w epicką trzymającą w napięciu do samego końca historię. Dialogi są
świetne, przemyślane, z dużą dawką wspomnianego przeze mnie humoru oraz z
jeszcze większą dawką „ciętych ripost”. W tych ostatnich zdecydowanie przodują
Pine oraz Quinto, grający odpowiednio Jamesa T. Kirka oraz Spocka.
Pytanie jak film wygląda pod kątem fabularnym? Zbytnio nie spoilerując.
Otóż Federacja zostaje zaatakowana przez terrorystów, a konkretnie jednego
osobnika, niejakiego Johna Harrisona granego przez Benedicta Cumberbatcha.
Udaje mu się wysadzić w powietrze jeden z bardzo ważnych dla Federacji
budynków. Następnie podstępem atakuje zebranych na naradzie głównodowodzących
Floty Federacji, uśmiercając przy tym pewną postać, dodam tylko że bardzo ważną
dla Kapitana Kirka. Ekipa we wraku helikoptera którego Harrison użył do ataku,
odnajduje urządzenie dzięki któremu udaje im się ustalić lokalizację
podstępnego terrorysty. Rządny zemsty Kirk wyrusza w pogoń za Harrisonem.
Podczas misji dostaje rozkaz użycia torped dzięki którym w łatwy sposób mógłby
unicestwić swojego przeciwnika. Jednak coś, a raczej ktoś odciąga go od tej
decyzji, a jak to wpłynie na dalszą fabułę filmu to już lepiej sprawdźcie sami
w kinie. Gwarantuję wam, że podczas seansu kilkukrotnie czekają was spore
zaskoczenia związane właśnie z fabułą filmu.
Pokrótce wypadałoby powiedzieć coś o głównym czarnym charakterze,
granym przez Cumberbatcha. Jak się okazuje, jest to człowiek związany przeszłością
z Federacją. Jednoosobowy oddział specjalny. Genetycznie zmodyfikowana maszyna
do zabijania. Jest silniejszy, szybszy, bardziej wytrzymały niż przeciętny
człowiek, a jego krew powoduje bardzo ciekawy efekt którego zdradzić wam
niestety nie mogę. Cumberbatch w swojej roli jest fantastyczny, mroczny,
przebiegły. Idealnie operuje swoim wspaniale brzmiącym niskim głosem. Potrafi
wzbudzić w swoim przeciwniku, a nawet w oglądającej film osobie niewyobrażalny
strach, lęk przed tym do czego grana przez niego postać jest zdolna. Naprawdę
należą mu się oklaski za tak zagraną rolę. Pytanie tylko kim tak naprawdę jest
John Harrison i czym kieruje się w swoich działaniach?
Pora na podsumowanie. Na nowego Star Treka czekałem z wypiekami na
twarzy i nie zawiodłem się. Dostałem to czego się po nim spodziewałem. Epicką
pełną rozmachu, wartkiej akcji przygodę, która okraszona jest naprawdę bardzo
dobrą, trzymającą w napięciu i zaskakującą fabułą. W tym filmie nie wiadomo do
końca, kto tak naprawdę stoi po dobrej stronie i kieruje się odpowiednimi motywami.
Gwarantuję wam nieco ponad 2 godziny świetnej zabawy w najlepszej możliwej
jakości! Polecam! 9/10!
PS. Jeśli J.J Abrams obierze podobny kierunek przy kręceniu VII epizodu
Star Wars, to ja już nie mogę się doczekać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz