Kiedy byłem małym chłopcem jedną z moich
ulubionych rozrywek było oglądanie filmów na kasetach VHS (pamiętacie te
czasy?). W wypożyczalniach video królowały w tamtym okresie takie hity jak
kreskówkowe „Transformers”, japońska „Godzilla”, wszelakie produkcje Disneya w
tym „101 Dalmatyńczyków” na czele i wiele innych. W TV leciał „Generał Daimos”,
„Kapitan Jastrząb” itd. W najśmielszych snach nie wyobrażałem sobie, że
doczekam się czasów, kiedy dane mi będzie obejrzeć na ekranie kina pojedynki
potężnych mechów z przerażającymi kreaturami, przy których moja ulubiona
Godzilla wygląda jak mała jaszczurka. Kiedy pierwszy raz przeczytałem wiadomość
o planach na taki film, po prostu nie mogłem w to uwierzyć. Moje marzenia z
dzieciństwa miały się ziścić! Czekałem niecierpliwie, śledziłem każdego newsa
na temat produkcji. Każde zdjęcie wzbudzało coraz to większe zainteresowanie.
Potrafiłem siedzieć do później nocy, żeby tylko jak najszybciej zobaczyć
pierwszy trailer zapowiadający ten film. Zrobił on na mnie wtedy niesamowite
wrażenie, a każdy następny był coraz to bardziej spektakularny. W końcu! Doczekałem
się! Moje marzenia się spełniły! Obejrzałem "Pacific Rim" w kinie IMAX, pod
względem audio-wizualnym najpotężniejszy film tych wakacji. Ba, śmiem twierdzić, że całego
roku!
No dobrze ale po kolei, przytoczę wam w
skrócie o czym opowiada film. Wydawać by się mogło, że jeśli Ziemię mają
zaatakować kosmici czy inne monstra, to atak tak logicznie myśląc, nastąpi z
przestrzeni kosmicznej. Otóż nie, ktoś tu był sprytniejszy i zakradł się na
Ziemię po cichutki z głębin oceanów. Konkretniej z ogromnego portalu
znajdującego się na dnie oceanu. Jak się okazuje portal ten łączy dwa różnie
światy, a ochoczo przełażą przez niego ogromne istoty zwane Kaiju (jap. Potwór). Są one mniej więcej wielkości sporego kilkudziesięcio
piętrowego budynku i mają ogromną ochotę zniszczyć wszystko co się rusza na
naszej planecie. Ludzkość do walki z Kaiju wysyła przeogromne roboty zwane
Jaeger (niem. Myśliwy/Łowca). Sterowane są przez dwóch pilotów, którzy
za pomocą ultranowoczesnej technologii łączą swoje umysły i wymieniają się
swoimi wspomnieniami. Dzięki temu mogą wspólnie kontrolować potężne maszyny.
Każdy z pilotów kontroluje Jeagera za pomocą jednej półkuli swojego mózgu.
Jednym z pilotów jest nasz główny bohater. Człowiek, który po odniesieniu
porażki w jednej z walk, usuwa się w cień, aż do momentu kiedy staje przed
wyborem. Walczyć za ludzkość jako pilot, jako żołnierz, czy zginąć uciekając
przed przeszłością. Wiadomo który z wariantów wybrał.
Jak to w takich produkcjach bywa, fabuła
przeważnie schodzi na drugi plan, a główną rolę odgrywają efekty specjalne. Nic
bardziej mylnego. „Pacific Rim” pomimo swojego ogromnego rozmachu i budżetu na
niego przeznaczonego, pod względem fabularnym prezentuje się naprawdę
porządnie. Nie jest to oczywiście historia na miarę mega poważnego
kina (niezależnego). Pomimo tego wszystko trzyma się kupy i
wydaje się być logiczne w takim stopniu, że widz nie czuje się, że jest robiony
w bambuko przez scenarzystę i reżysera. Są jakieś małe niejasności ale no
proszę Was, to kino rozrywkowe! Ono ma cieszyć oko, a nie doprowadzać nas do
rozmyślań nad ludzką egzystencją! O właśnie, reżyser. Guillermo del Toro to
facet który ma naprawdę ogromną wyobraźnię. Trzeba mieć łeb nie od parady aby
stworzyć cały zarys świata, historię, nadzorować projekty postaci, robotów,
potworów, scenografię. Del Toro postarał się, aby cały sztab ludzi jak
najlepiej wykonał swoją robotę. A efekt ich pracy jest naprawdę oszałamiający.
Pod względem technicznym „Paficic Rim”
to majstersztyk. Podczas seansu czuć, że każdy dolar przeznaczony na tą
produkcję, naprawdę się opłacił. Efekty specjalne po prostu miażdżą, są niczym
orgazm dla ludzkich zmysłów. Dopieszczone do granicy możliwości. Co mi się
bardzo podobało to fakt iż nie opierają się one tylko i wyłącznie na setkach
wybuchów. Są doskonale przemyślane, nie są monotonne, za to są bardzo
zróżnicowane. Projekty Kaiju oraz Jeagerów są niesamowite, nacechowane
oszałamiającą liczbą małych detali. To naprawdę robi kolosalne wrażenie, jak
dużo pracy twórcy włożyli w stworzenie tego wszystkiego. Muzyka stworzona przez
Ramina Djawadi w pełni oddaje klimat tej produkcji, idealnie się w nią
wpasowując.
Krótko podsumowując. „Pacific Rim” to
produkcja niezwykle udana. Jeden z najlepszych filmów tego lata. Film który ma
i elementy patosu i sporą dawkę humoru. Do tego wizualnie jest to jedna z
najlepszych produkcji ostatnich lat. Hołd jaki del Toro składa gatunkowi kaiju-eiga (tzw. monster movie). Jest to cudowne spełnienie marzeń ogromnej
liczby facetów, którzy za małolata marzyli o filmie z robotami i potworami. Myślę, że
płeć piękna również znajdzie w nim coś dla siebie. Mi film podobał się szalenie
i pewnie na jednym seansie w kinie się nie skończy. Tak epickiej historii już
dawno nie oglądaliście. Gorąco polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz