Mike
Banning (Gerard Butler), były komandos, członek Secret Service. Przez
pewien czas osobisty ochroniarz samego prezydenta Stanów Zjednoczonych (Aaron
Eckhart). Profesjonalista w pełnej krasie. Był to mroźny zimowy wieczór, para
prezydencka wybierała się na kolację charytatywną do pewnego „nadzianego”
ważniaka. Mogłoby się wydawać, że będzie to dzień jak co dzień. Jednak nie,
konwój z prezydentem i jego kochającą żoną ulega wypadkowi na moście. Samochód
pierwszej pary USA rozbija barierkę i zawisa na krawędzi, tuż nad przepaścią.
Dzielny Mike w ostatniej chwili ratuje głowę państwa, niestety pierwsza dama
spada wraz z samochodem w przepaść. Wszystkiemu przygląda się młody syn
prezydenta. Mija 18 miesięcy. Mike próbuje wieść normalne życie, jednakże praca
za biurkiem mu nie służy. Facet potrzebuje adrenaliny, w końcu to jego żywioł.
Tak, dobrze się domyślacie. Nasz bohater dostanie jej w nadmiarze. A przy
okazji zrobi sobie kuku tu i ówdzie. Bo to w końcu kino akcji, prawda?
Pokrótce o fabule. W stolicy dojść ma
do spotkania prezydenta USA z premierem Korei Południowej, która zagrożona jest
ze strony Korei Północnej. W tym samym czasie w strefie powietrznej Waszyngtonu
pojawia się niezidentyfikowany samolot, który niespodziewanie rozpoczyna atak
na Biały Dom. Nagle większość skośnookich przechodniów/turystów zamienia się w
szalonych terrorystów, którzy za pomocą karabinów, granatów, RPG i tym
podobnego sprzętu opanowują miejsce swojego ataku. Biały Dom! Najlepiej
strzeżony budynek na świecie! Do tego agenci Secret Service padają jak muchy.
Pchają się pod lufy karabinów jak mięso armatnie. O zgrozo, toż to jedna z
najlepiej wyszkolonych jednostek Stanów Zjednoczonych! Coś tu jest nie tak! Do
tego dochodzą przerażająco straszne efekty specjalne w postaci komputerowo
wygenerowanych samolotów, helikopterów. Śmieciarki zmieniające się w stanowiska
skośnookich terrorystów. To jest dosłownie jakaś parodia kina akcji. Myślę, że
produkcje klasy B mogą poszczycić się lepszymi efektami specjalnymi niż ten
film.
Na całe szczęście ta żenada trwa „tylko”
40 minut dwugodzinnego filmu. Dłużej bym chyba nie wytrzymał. No dobrze, Biały
Dom został zdobyty przez kitajców, pora wiec, żeby do akcji wkroczył nasz
dzielny Mike Banning. Prezydent wraz z Sekretarzem Obrony (Melissa Leo) i
innymi ważnymi osobistościami przetrzymywani są w bunkrze „najlepiej
strzeżonego budynku na świecie”. W międzyczasie władzę w państwie pod
nieobecność prezydenta przejmuje niejaki Marszałek Trumbull (Morgan Freeman).
Jest to chyba jedyna trzeźwo myśląca postać w tym filmie. Aaron Eckhart przez
cały seans próbuje, sili się z całych sił, żeby wypaść dobrze jako wkurzony
swoją bezsilnością prezydent. Wygląda to nieco kominie, ponieważ aktor robią
ciągle jedną „groźną” minę. Gerard Butler ze swoim charakterystycznym grymasem
na twarzy, przemierza korytarze siedziby prezydenckiej, eliminując po drodze
zastępy przeciwników. Zły kitajec Kang (Rick Yune) ma naprawdę niecny plan.
Próbuje doprowadzić do zniszczenia większości powierzchni Stanów Zjednoczonych,
za pomocą broni nuklearnej. I wiecie co? Przez moment miałem nadzieję,
przynajmniej zrobiłoby się ciekawie. Rozpętałoby to wojnę nuklearną i
mielibyśmy super materiał na kontynuację.
Jak już wspomniałem wcześniej, pod
względem technicznym film nie odbiega produkcjom klasy B. Tu nawet wybuchy
wyglądają tak sztucznie, jak w produkcjach rodem z Bollywood. Aktorsko film też
nie stoi na zbyt wysokim poziomie. Szczególnie drażniła mnie postać Sekretarz
Obrony grana przez Melisse Leo. Mówiąc szczerze to była ona bardziej męska, a
nawet odważna, niż niejeden facet zamknięty w bunkrze wraz z terrorystami.
Podczas seansu miałem nieodparte wrażenie, że oglądam kolejną część Szklanej
Pułapki. Tyle, że brakowało mi klimatu tamtej serii, a bardziej pierwszych
trzech części które trzymały wysoki poziom.
Podszedłem do „Olimpu w Ogniu” jako do
produkcji w stylu przełomu lat 80 i 90. Jak do prawdziwego męskiego kina akcji.
Z potem, krwią i łzami w tle. Po części właśnie taki film dostałem. Jednak cały
jego urok popsuła mi pierwsza połowa filmu. Jeśli miałbym patrzeć tylko na tę
drugą, to mógłbym Wam ten film szczerze polecić jako dobre kino akcji. Jednak
film należy oceniać jako całość, a nie tylko wybrane momenty. Jako ogół, nie
wypada on niestety zbyt okazale. W ostatnim czasie w kinach czy na dvd/bluray
pojawiły się o wiele lepsze produkcje z tego gatunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz