niedziela, 11 sierpnia 2013

Przerażająca wizja "doskonałego świata przyszłości" - "Elizjum".

            
        Rok 2006, Neill Blomkamp kręci krótkometrażówkę pt. „Alive in Joburg”. Dostrzega go sam Peter Jackson i proponuje współpracę. Panowie mają razem stworzyć ekranizację bijącej wtedy rekordy popularności serii gier wideo „Halo”. Jak to Blomkamp stwierdził po latach, na całe szczęście porzucili wtedy ten projekt. W 2009 roku młody reżyser z RPA wyreżyserował, a Jackson został producentem filmu „Dystrykt 9”. Filmu który podbił serca widzów oraz niespodziewanie stanął do walki o najważniejsze nagrody branży filmowej. W tym Oscary, w gronie takich filmów jak „Avatar”, „The Hurt Locker. W pułapce wojny.” Czy „Bękarty Wojny”. Już wtedy wiedziałem, że Blomkamp namiesza w gatunku sci-fi. Długo czekałem na jego nowy film, ale stało się. „Elizjum” lada chwila zagości na ekranach polskich kin. Ja już miałem przyjemność obejrzeć ten obraz i szczerze mówiąc jestem nim wstrząśnięty.


            Akcja filmu dzieje się w 2154 roku. Ziemia jaką znamy pochłonięta jest wszelkiej maści chorobami. Warunki jakie na niej panują, dalekie są od tych w jakiś człowiek może bezpiecznie żyć. Chyba większość z Was ma świadomość tego jak wyglądają brazylijskie favele czy hinduskie slumsy. Bród, smród i ubóstwo. Tak właśnie wygląda przyszłość w wykonaniu Blomkampa. Jednakże, nie jest to jedyny wizerunek ludzkiej przyszłości. Ten drugi prezentuje się o wiele okazalej. Najbagatsi ludzie mieszkają bowiem na przeogromnej stacji kosmicznej znajdującej się stosunkowo blisko planety Ziemi. Żyją tam w pełnym luksusie, obsługiwani przez służących w postaci droidów. Nie chorują, nie przejmują się nędznym losem tych, którzy pozostali na Ziemi. Wiecie co? Przeraża mnie taka wizja przyszłości, dzieląca ludzkość na lepszych i gorszych. Na ludzi i podludzi.


            Głównym bohaterem filmu jest Max da Costa (Mat Damon). Poznajemy go jako sierotę, która trafia do domu dziecka prowadzonego przez siostry zakonne. Max od małego był zakapiorem z dobrym sercem. Zdarzały mu się różne kradzieże, ale wszystko to robił w dobrej wierze. Chciał bowiem swoich bliskich zabrać na Elizjum, wspomnianą przeze mnie wcześniej stację kosmiczną. Nową, lepszą Ziemię. Dorosły Max pracuje w podupadającej fabryce produkującej droidy. Jest to nieco zabawna sytuacja, bowiem jeden z takich droidów łamie bohaterowi rękę, co powoduje spotkanie po latach z dawno przyjaciółką, być może miłością. To głównie przez feralną sytuację w fabryce Max staje przed obliczem śmierci i ma tylko jedno wyjście jeśli chce przeżyć. Musi podjąć się bardzo trudnego zadania zdobycia danych z mózgu pewnego miliardera. Szefa firmy w której jeszcze niedawno pracował i która pozostawiła go na pastwę losu. Bohater oczywiście podejmuje misji, która jak się okaże, nie będzie dotyczyć tylko jego losu. Jak to w sci-fi bywa, doprowadza to do wielu efektownych potyczek, strzelanin i wybuchów.


            „Elizjum” nie jest to jednak typowa wybuchowa wydmuszka nafaszerowana masą wybuchów i strzelanin jak to ma miejsce w większości tego typu filmów. To obraz z bardzo ważnym przesłaniem. Obraz który podczas jego seansu wzbudza w widzu przeróżne uczucia. W jednej chwili współczujemy bohaterowi, żeby za chwilę porządnie się na niego wkurzyć, za to jakie podejmuje decyzje. I nie chodzi mi tu o to, że są one pozbawione sensu, a o to że ludzie w przyszłości przestali przejmować się losem innych. Dam Wam tu przykład, kiedy Sekretarz Obrony (Jodie Foster), bez mrugnięcia okiem wydaje rozkaz zestrzelenia kilku statków pełnych ludzi. Ludzi niższej klasy. Foster gra w tym filmie zimną do szpiku kości sukę, która bez skrupułów próbuje przejąć rządy na ogromnej stacji kosmicznej.


            Co do aktorstwa, Blomkamp starannie dobrał aktorów do tego filmu. Każdy z nich sprawdza się bardzo dobrze w swojej roli. Jednakże na szczególną uwagę zasługuje Sharlto Copley. Aktor znany szerszej widowni ze świetnej głównej roli we wspomnianym debiucie reżysera z RPA. Gra on w „Elizjum” niejakiego Krugera. Brutalnego agenta do zadań specjalnych. Jest to postać pozbawiona jakichkolwiek skrupułów. Szczerze powiedziawszy dawno nie widziałem szwarccharakteru, który wzbudziłby u mnie taką niechęć jak Kruger. I nie jest to niechęć spowodowana kiepskim przedstawieniem postaci. Wprost przeciwnie, Copley gra jednego z najbardziej bezwzględnych łotrów jakich dane mi było oglądać w przeciągu kilku ostatnich lat. Perfekcyjnie oddaje zachowanie człowieka, który postradał resztki swojego rozumu i żądny jest krwi.


            Pod względem technicznym nowy film Blomkampa to istny majstersztyk. Reżyser fantastycznie operuje kamerą, nadając każdej scenie odpowiedniego dynamizmu. W kilku scenach w genialny sposób wykorzystał widok zza pleców bohatera, co nadało scenom klimatu wprost ze strzelanin z gier wideo. Reżyser operował budżetem w granicach 100 milionów dolarów. To tak naprawdę niewiele w porównaniu z tegorocznymi blockbusterami. Nie zmienia to faktu, że film wygląda fantastycznie i nie odbiega wizualnie od największych hitów tego roku. Ba! To jeden z najlepiej wyglądających filmów 2013 roku. Wizja świata przedstawiona przez reżysera naprawdę robi wrażenie. Na uwagę zasługuje również ścieżka dźwiękowa stworzona przez debiutanta Ryana Amona. Nadaje ona obrazowi szczególnego klimatu. Momentami nawiązującego do brazylijskich faveli, by po chwili uderzyć w widza elektronicznymi dźwiękami. Nie muszę wspominać jak świetnie nadaje dynamizmu scenom akcji. Poproszę więcej takich soundtracków.


             „Elizjum” to film który zapamiętam na lata. Film który zrobił na mnie niesamowite wrażenie nie tylko pod względem wizualnym, co fabularnym. Jest to przesłanie, a może raczej ostrzeżenie. Ostrzeżenie przed niezbyt optymistyczną wizją świata. Wręcz fatalną wizją ludzkości podzielonej na tak bardzo różniące się między sobą klasy społeczne. Tym filmem Neill Blomkamp udowodnił mi, że jest obecnie jednym z najlepszych reżyserów młodego pokolenia. Wizjonerem, który nie potrzebuje mieć za sobą bardzo znanej marki żeby osiągnąć sukces. „Elysium” tak jak „Dystrykt 9” jest jego autorskim projektem i mam szczerą nadzieję, że wyobraźnia tego pana da nam widzom jeszcze wiele dobrego. Szczerze polecam!

6 komentarzy:

  1. Ten film bierze pomysły garściami z gry Deponia. Na początku to były tylko moje przypuszczenia, ale po przeczytaniu twojej recki jestem już tego pewny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze powiedziawszy nie miałem styczności z tą grą wiec ciężko mi to jakoś sensownie skomentować. Podobną sytuacje mieliśmy z filmem "Avatar" i oskarżeniami, że to plagiat kilku wcześniejszych produkcji. W tym kopia historii Pocahontas :P Mam nadzieję, że podobieństwa do tej gry to zupełny przypadek. Gra została wydana w 2012 roku, pod koniec 2012 odbywały się zdjęcia do "Elizjum", więc raczej historia miała swój szkic nieco wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna recenzja! W poniedziałek wybiorę się na to do kina, liczę na pozytywne wrażenia. Zauważyłem mały błąd w zdaniu: "oddaje zachowanie człowieka, który postradał resztki swojego rozumu i RZądny jest krwi" :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za miłe słowa i za wskazanie błędu, już poprawione ;) Zapraszam do zaglądania tutaj częściej i czytania innych recenzji :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli o mnie chodzi, gdyby nie efekty film byłby słaby i pewnie usnęłabym na seansie. Liczyłam na blockbuster roku i mocno się zawiodłam. Lata świetlne do poziomu Dystrykt 9. Ale fakt CGI zapiera dech. Póki co, PACIFIC RIM wygrywa gonitwę na najlepszy kinowy wypas roku. Niestety... bo bardzo liczyłam na ELYSIUM.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja nie miałem takich nastawień przed seansem. Spodziewałem się bardzo dobrej oprawy wizualnej ale po cichu wiedziałem, że to nie ona będzie grała pierwsze skrzypce w tym filmie ;)

    OdpowiedzUsuń