poniedziałek, 27 stycznia 2014

Wariacje na temat Frankensteina - "Ja, Frankenstein".

Chyba każdy z nas zna przynajmniej w przybliżeniu historię o doktorze Wiktorze Frankensteinie i jego „dziecku”, monstrum przypominającym człowieka. Ta klasyczna historia autorstwa Mary Shelley doczekała się już wielu przeróbek oraz adaptacji filmowych. Jednakże takiej wersji, jaką przygotował dla nas reżyser Stuart Beattie, jeszcze nie widzieliście. Klasyczna historia wymieszana jest bowiem z komiksem autorstwa Kevina Greviouxa, twórcę uniwersum „Underworld”. Komiks garściami czerpie z klasycznych motywów gotyckich, fantasy, a przede wszystkim z dobrze każdemu znanej religii. Cała historia bowiem kręci się wokół walki dobra ze złem. Walki Nieba i Piekła. Główny bohater, monstrum zwane Adamem, jest tu tylko pionkiem, ogniwem które spaja tą historię, te motywy w jedną całość.



Adam jest zlepkiem 8 zwłok znalezionych na cmentarzu opodal domu Wiktora Frankensteina. Porzucony przez swojego stwórcę postanawia się na nim zemścić. Niesiony rządzą zemsty morduje jego żonę i przyczynia się może nie bezpośrednio, ale jednak, do śmierci doktora. Zaraz po pochówku wyżej wspomnianego, zostaje zaatakowany przez demony, a następnie ocalony przez gargulce. Dowiaduje się o odwiecznej walce dobra ze złem. Zakonu Gargulca ze sługami Księcia Naberiusa. Tak oto rozpoczyna się jego ponad 200 letnia „przygoda”, wędrówka po świecie. I nie jest ona usłana różami. Cała historia kręci się wokół aspektu stworzenia życia. Czy tylko Bóg posiada moc, by dawać istotom życie? Czy może Adam jest dowodem na to, że jest inaczej? Odpowiedź na tą zagadkę zawiera pewien notatnik. Domyślacie się kto jest jego pierwotnym właścicielem, prawda?



Mam nieodparte wrażenie, że twórcy dwoili się i troili aby nadać tej produkcji poważny ton. Obawiam się, że nie wyszło im to w stu procentach. Co prawda „Ja, Frankenstein” nie jest bajeczką dla dzieci, lecz twórcy nie ustrzegli się sytuacji w których widz ma aż ochotę parsknąć śmiechem z powodu niedorzeczności sytuacji, bądź durnych, niepotrzebnych scen. Oczywiście, film posiada mroczną stronę wizualną i ta jest naprawdę świetna. Muzyka skomponowana przez duet Reinhold Heil i Johnny Klimek to jeden z najjaśniejszych punktów tej produkcji. Jednakże w pewnych aspektach osoby odpowiedzialne za stronę wizualną trochę się nie popisały. Wygląd gargulców i demonów momentami śmieszy i razi niedopracowaniem. To samo tyczy się efektów specjalnych związanych szczególnie z ogniem. Pomimo tych wad, w filmie uświadczymy naprawdę widowiskowych scen akcji, okraszonych wspomnianą bardzo dobrą ścieżką dźwiękową. Jak na budżet ok. 70 mln jest nieźle.



Fabularnie i aktorsko film stoi na niezłym poziomie. Aaron Eckhart dobrze wczuł się w rolę Adama. Widać, że przyłożył się nie tylko do warstwy aktorskiej, jak i do fizycznego przygotowania (6 miesięcy treningów sztuk walki). Jasnym punktem obsady jest Yvonne Strahovski. Aktorka znana bardziej z małego ekranu, bardzo dobrze wciela się tutaj w światowej sławy naukowca. Jest naturalna, nie stroi durnych min co ma często miejsce w przypadku tego typu bohaterek. Żeby nie było tak dobrze, strasznie drażniła mnie Miranda Otto w roli duchowej przewodniczki Zakonu Gargulca, Leonore. Bill Nighy też nie popisał się najlepszą rolą w swojej karierze. Także pod względem aktorskim mamy tu totalny misz masz. Fabuła nie porywa ale trzyma swój niezły poziom. Na pewno nie wieje tutaj nudą.



„Ja, Frankenstein” to całkiem dobra jak na obecne czasy produkcja fantasy. Jest to film posiadający swój unikatowy, nieco mroczny klimat. Co prawda ważniejsza jest w nim akcja, niż fabuła. Jednak nie zawsze można mieć wszystko co się wymarzy. Będąc szczerym, jestem naprawdę pozytywnie zaskoczony tym co dane mi było obejrzeć. Dodatkowym plusem jest możliwość obejrzenia filmu w kinach IMAX. Uwierzcie mi, że to jeszcze spotęguje doznania w trakcie seansu. Końcówka filmu pozostawia twórcom otwartą furtkę na kolejne przygody Adama. Nie obraziłbym się, gdyby za 2-3 lata Aaron Eckhart ponownie wcielił się w tę postać.

2 komentarze:

  1. Dla mnie ten film to ogólna porażka. Fakt, aktorzy w miarę dali tyle ile mogli, ale reszta z efektami sprzed 10 lat i dość słabą fabułą są dla mnie nie do przeskoczenia. Masz rację odnośnie klimatu i mrocznego podejścia. Być może gdyby za reżyserię wziął się ktoś inny, film byłby dużo lepszy a tak... I jeszcze te slo-mo:/

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za przybliżenie założeń filmu :) Pierwsze o nim słyszę. Myślałem, że to tylko kolejna adaptacja.

    OdpowiedzUsuń