Rok
2007, na ekrany kin trafia film „300” w reżyserii Zacka Snydera. Produkcja ta z
miejsca zaskarbiła sobie sympatię i uwielbienie widzów. Ta ekranizacja komiksu
Franka Millera, była spełnieniem marzeń większości „dużych chłopców”, którzy
lubują się w krwawych, brutalnych i szalenie efektownych filmach. Jednocześnie
„300” to jedna z najwspanialszych ekranizacji komiksu jaką dało nam Hollywood.
Minęło blisko osiem lat i doczekaliśmy się kontynuacji tegoż wszem i wobec
chwalonego dzieła. Produkcji śmiem twierdzić, że kultowej w niektórych kręgach.
„300: Początek Imperium” przeszło
długą i wyboistą drogę ku finalizacji produkcji. W międzyczasie kilkukrotnie
zmieniał się reżyser, obsada, o tytule nie wspomnę. „Xerxes”, „Artemisia”, to
tylko przykłady. Za sterami tym razem stanął Noam Murro. Człowiek o którym
nigdy wcześniej nie słyszałem i chyba nie tylko ja znajduję się w takiej
sytuacji.
Za scenariusz tak jak w przypadku
pierwowzoru odpowiada Zack Snyder w parze z Kurtem Johnstadem. Fabuła oparta
jest na nie wydanym jeszcze komiksie „Xerxes” autorstwa Franka Millera. „300:
Początek Imperium” to po części prequel jak i sequel obrazu z 2006 roku. Film ukazuje
bowiem wydarzenia zarówno sprzed, w trakcie jak i po bitwie pod Termopilami w
które uczestniczył król Leonidas i jego dzielni wojownicy. Fabuła opowiedziana
jest w sposób analogiczny do części pierwszej, z tym, że tutaj za narratora
mamy królową Gorgo (Lena Headey). Tutaj nie skupia się ona na jednej postaci. Scenarzyści
starają się podzielić czas ekranowy pomiędzy dwójkę, a nawet trójkę bohaterów.
Temistoklesa (Sullivan Stapleton), Artemizję (Eva Green) oraz Kserksesa
(Rodrigo Santoro).


To za co uwielbiam takiego typu
produkcje to nie ukrywajmy szalona akcja, epickość, efektowność scen, genialne
efekty specjalne, tony brutalności i hektolitry krwi oraz. Szczerze? Pod tym
względem film prezentuje się fantastycznie! To niewątpliwe jedna z
najefektowniejszych, najlepiej zrealizowanych produkcji ostatnich miesięcy. Pokazuje
magię efektów specjalnych bowiem ogromna większość scen, kręcona była na tzw. green
screenie. Innymi słowy, to co widzimy na ekranie, zawdzięczamy ogromnej pracy
grafików. I za to należą im się brawa. Kapitalnym elementem tej produkcji są
sceny walki. Śmiem twierdzić, że twórcy przebili pod tym względem pierwowzór. Jest
już jeszcze więcej slow-motion ale wykorzystane jest ono w sposób perfekcyjny. Kamera
lawiruje między wojownikami z niebywałą gracją. Widz aż czuje, że jest w
centrum akcji! Aż ma się ochotę sięgnąć po miecz, tarczę i ruszyć w bój ramię w
ramię z greckimi wojownikami! Do tego dochodzi kapitalna ścieżka dźwiękowa
skomponowana przez artystę znanego pod pseudonimem Junkie XL. Coś wspaniałego!
Krótko podsumowując. „300: Początek
Imperium” to czysta rozrywka. Na próżno szukać tutaj przesłań, czy wspaniałych historii.
Fabuła jest prosta bo taka miała być. To produkcja szalenie efektowna,
napakowana patosem, przerysowaną brutalnością. Efekty specjalne oraz świetne
choreografie walk to siła tej produkcji. Jeśli lubicie takie kino to biegnijcie
do kin.
Film całkiem dobry, jednak pierwsza część bardziej przypadła mi do gustu. Największą zaletą filmu są chyba efekty specjalne, które wymiatają :) Sporo się naszukałem, bo nienawidzę oglądania kinówek, ale w końcu z kumplem znaleźliśmy w miarę dobrą wersję, a gdzie? najciemniej zawsze pod latarnią- na PlayWatch'u :D Łapcie i nie dziękujcie spartiaci xD
OdpowiedzUsuńhttp://playwatch.pl/6071960ebe/9ed9a46262