wtorek, 11 marca 2014

Sięgnijcie po chwałę! - "300: Początek Imperium".

            
           Rok 2007, na ekrany kin trafia film „300” w reżyserii Zacka Snydera. Produkcja ta z miejsca zaskarbiła sobie sympatię i uwielbienie widzów. Ta ekranizacja komiksu Franka Millera, była spełnieniem marzeń większości „dużych chłopców”, którzy lubują się w krwawych, brutalnych i szalenie efektownych filmach. Jednocześnie „300” to jedna z najwspanialszych ekranizacji komiksu jaką dało nam Hollywood. Minęło blisko osiem lat i doczekaliśmy się kontynuacji tegoż wszem i wobec chwalonego dzieła. Produkcji śmiem twierdzić, że kultowej w niektórych kręgach.


            „300: Początek Imperium” przeszło długą i wyboistą drogę ku finalizacji produkcji. W międzyczasie kilkukrotnie zmieniał się reżyser, obsada, o tytule nie wspomnę. „Xerxes”, „Artemisia”, to tylko przykłady. Za sterami tym razem stanął Noam Murro. Człowiek o którym nigdy wcześniej nie słyszałem i chyba nie tylko ja znajduję się w takiej sytuacji.

            Za scenariusz tak jak w przypadku pierwowzoru odpowiada Zack Snyder w parze z Kurtem Johnstadem. Fabuła oparta jest na nie wydanym jeszcze komiksie „Xerxes” autorstwa Franka Millera. „300: Początek Imperium” to po części prequel jak i sequel obrazu z 2006 roku. Film ukazuje bowiem wydarzenia zarówno sprzed, w trakcie jak i po bitwie pod Termopilami w które uczestniczył król Leonidas i jego dzielni wojownicy. Fabuła opowiedziana jest w sposób analogiczny do części pierwszej, z tym, że tutaj za narratora mamy królową Gorgo (Lena Headey). Tutaj nie skupia się ona na jednej postaci. Scenarzyści starają się podzielić czas ekranowy pomiędzy dwójkę, a nawet trójkę bohaterów. Temistoklesa (Sullivan Stapleton), Artemizję (Eva Green) oraz Kserksesa (Rodrigo Santoro).

            Temistokles to grecki wojownik, który w bitwie pod Maratonem śmiertelnym strzałem z łuku ugodził perskiego przywódcę Dariusza. Artemizja to perska wojowniczka o greckich korzeniach. Jak sama mówi: „Płynie we mnie grecka krew, jednak serce mam perskie”. Nie przeszkadza jej to być jedną z najwybitniejszych przywódczyń perskiej armii. Kserkses natomiast, to syn Dariusza, który mianuje się królem-bogiem i poprzysięga zemstę na Grecji za śmierć ojca. Każda z tych postaci kieruje się konkretnym celem. Temistokles ze wszystkich sił dąży do zjednoczenia wszystkich greckich miast-państw i przeciwstawienia się swojemu najeźdźcy. Zarówno Artemizja jak i Kserkses to postacie okrutne, złe do szpiku kości. Obydwoje kierują się rządzą zemsty tak ogromną iż nie baczą na konsekwencje swych czynów. Dla nich liczy się tylko zwycięstwo.

            Powiedzmy to sobie szczerze, „300: Początek Imperium” nie jest produkcją posiadającą dobry scenariusz. Zawiera on w sobie zbyt wiele absurdów nawet jak na ekranizację komiksu. Warto wspomnieć tutaj chociażby strasznie wymuszoną scenę seksu oraz szarżę konną wśród… morskich fal. Aktorsko film się broni, chociaż ciężko utożsamić się z głównym pozytywnym charakterem. Temistokles to nie Leonidas, brakuje mu nieco tej charyzmy której aż w nadmiarze posiadał król Sparty. Artemizja za to prezentuje się naprawdę okazale i nie mam tu tylko na myśli sceny topless. Jest to postać której naprawdę można się bać. Nigdy nie wiadomo jaki będzie jej następny ruch.


            To za co uwielbiam takiego typu produkcje to nie ukrywajmy szalona akcja, epickość, efektowność scen, genialne efekty specjalne, tony brutalności i hektolitry krwi oraz. Szczerze? Pod tym względem film prezentuje się fantastycznie! To niewątpliwe jedna z najefektowniejszych, najlepiej zrealizowanych produkcji ostatnich miesięcy. Pokazuje magię efektów specjalnych bowiem ogromna większość scen, kręcona była na tzw. green screenie. Innymi słowy, to co widzimy na ekranie, zawdzięczamy ogromnej pracy grafików. I za to należą im się brawa. Kapitalnym elementem tej produkcji są sceny walki. Śmiem twierdzić, że twórcy przebili pod tym względem pierwowzór. Jest już jeszcze więcej slow-motion ale wykorzystane jest ono w sposób perfekcyjny. Kamera lawiruje między wojownikami z niebywałą gracją. Widz aż czuje, że jest w centrum akcji! Aż ma się ochotę sięgnąć po miecz, tarczę i ruszyć w bój ramię w ramię z greckimi wojownikami! Do tego dochodzi kapitalna ścieżka dźwiękowa skomponowana przez artystę znanego pod pseudonimem Junkie XL. Coś wspaniałego!

            Krótko podsumowując. „300: Początek Imperium” to czysta rozrywka. Na próżno szukać tutaj przesłań, czy wspaniałych historii. Fabuła jest prosta bo taka miała być. To produkcja szalenie efektowna, napakowana patosem, przerysowaną brutalnością. Efekty specjalne oraz świetne choreografie walk to siła tej produkcji. Jeśli lubicie takie kino to biegnijcie do kin.

1 komentarz:

  1. Film całkiem dobry, jednak pierwsza część bardziej przypadła mi do gustu. Największą zaletą filmu są chyba efekty specjalne, które wymiatają :) Sporo się naszukałem, bo nienawidzę oglądania kinówek, ale w końcu z kumplem znaleźliśmy w miarę dobrą wersję, a gdzie? najciemniej zawsze pod latarnią- na PlayWatch'u :D Łapcie i nie dziękujcie spartiaci xD

    http://playwatch.pl/6071960ebe/9ed9a46262

    OdpowiedzUsuń