piątek, 4 kwietnia 2014

Żądza zemsty napędzana spalinami - "Need For Speed".

            Ponad 16 mln „lajków” na facebooku, jeszcze więcej sprzedanych egzemplarzy gier wideo. O czym piszę? O serii „Need For Speed” rzecz jasna. Nie bez powodu podaje te liczby. Myślę, że nie tylko według mnie są one jednym z ważniejszych, jeśli nie najważniejszym czynnikiem, który przyczynił się do powstania filmu bazującego na tej szalenie popularnej serii gier wideo. Jednak nie jest to zwykły skok na kasę fanów. Coś tu jest nie tak. Wiecie co? Otóż film ten (w przeciwieństwie do większości ekranizacji gier) jest naprawdę dobry. I nie piszę tego jako fan serii, bowiem nim najprościej mówiąc nie jestem.

             Zacznijmy może od fabuły, a konkretnie od tego, iż opis filmu, który możecie znaleźć w sieci oraz zwiastuny mają się nijak do całości. Centralną postacią jest Tobey Marshall (Aaron Paul). Młody mechanik, który kocha szybką jazdę i nielegalne wyścigi. Wraz z paczką przyjaciół prowadzi odziedziczony po zmarłym ojcu warsztat samochodowy. Niestety nie wiedzie im się zbyt dobrze, co stawia pod znakiem zapytania przyszłość ich źródła dochodu. Nieoczekiwanie w mieście zjawia się Dino Brewster (Dominic Cooper), dawny rywal Tobey’a. składa mu wręcz kapitalną propozycję dokończenia Forda Mustanga, którego przed śmiercią zaczął przerabiać sam Carroll Shelby. Wszystko poszło by świetnie, gdyby nie niewyparzony język i duma bohaterów. Splot wydarzeń doprowadza do tragedii. Marshall zostaje wrobiony przez Dino i idzie do pierdla na 2 lata. Od tej pory jego głównym celem jest zemsta na Brewsterze.


            Twórcy „Need For Speed” stawiają na młodych, a ci odwdzięczają im się dobrą gra aktorską. Aarona Paula nikomu raczej przedstawiać nie trzeba, to samo tyczy się Dominica Coopera. Obydwaj panowie coraz śmielej poczynają sobie w Hollywood. Wtóruje im urocza Imogen Poots, która swoją urodą i brytyjskim akcentem przyozdabia nam seans. Do tego Rami Malek, Pamon Rodriguez, Scott Mescudi (znany lepiej jako Kid Cudi) oraz przyszła gwiazda „50 twarzy Grey’a” Dakota Johnson. Wszyscy wywiązali się bardzo dobrze ze swoich ról, wprowadzając nieco dramaturgii na przemian z humorem. Jednakże mnie szczególnie ujęła relacja bohaterów granych przez Paula i Poots. Kto się czubi ten się lubi.


            Pod względem technicznym film prezentuje się naprawdę okazale. Nie brak tu ryku silników, dźwięku zmieniającej się skrzyni biegów, czy nawet efektu slow-mo. Na uwagę zasługują ciekawe zdjęcia oraz delikatna wręcz ścieżka dźwiękowa. To nie „Szybcy i Wściekli” i klubowe rytmy. Tutaj rządzą subtelne motywy muzyczne i lekka nostalgia. Szczerze powiedziawszy nie spodziewałem się, że aż tak pozytywnie odbiorę ten film. Spodziewałem się raczej kopii wspomnianych „Szybkich i Wściekłych”. Dostałem za to film z niebanalnymi pościgami, dobrą młodą obsadą i lekko nostalgicznym, momentami dramatycznym klimatem. Nie miałbym nic przeciwko kontynuacji przygód Tobey’a Marshalla w przeciągu najbliższych kilku lat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz