Ponad
16 mln „lajków” na facebooku, jeszcze więcej sprzedanych egzemplarzy gier
wideo. O czym piszę? O serii „Need For Speed” rzecz jasna. Nie bez powodu
podaje te liczby. Myślę, że nie tylko według mnie są one jednym z ważniejszych,
jeśli nie najważniejszym czynnikiem, który przyczynił się do powstania filmu
bazującego na tej szalenie popularnej serii gier wideo. Jednak nie jest to
zwykły skok na kasę fanów. Coś tu jest nie tak. Wiecie co? Otóż film ten (w
przeciwieństwie do większości ekranizacji gier) jest naprawdę dobry. I nie
piszę tego jako fan serii, bowiem nim najprościej mówiąc nie jestem.
Zacznijmy
może od fabuły, a konkretnie od tego, iż opis filmu, który możecie znaleźć w
sieci oraz zwiastuny mają się nijak do całości. Centralną postacią jest Tobey
Marshall (Aaron Paul). Młody mechanik, który kocha szybką jazdę i nielegalne
wyścigi. Wraz z paczką przyjaciół prowadzi odziedziczony po zmarłym ojcu
warsztat samochodowy. Niestety nie wiedzie im się zbyt dobrze, co stawia pod
znakiem zapytania przyszłość ich źródła dochodu. Nieoczekiwanie w mieście
zjawia się Dino Brewster (Dominic Cooper), dawny rywal Tobey’a. składa mu wręcz
kapitalną propozycję dokończenia Forda Mustanga, którego przed śmiercią zaczął
przerabiać sam Carroll Shelby. Wszystko poszło by świetnie, gdyby nie
niewyparzony język i duma bohaterów. Splot wydarzeń doprowadza do tragedii.
Marshall zostaje wrobiony przez Dino i idzie do pierdla na 2 lata. Od tej pory
jego głównym celem jest zemsta na Brewsterze.
Twórcy
„Need For Speed” stawiają na młodych, a ci odwdzięczają im się dobrą gra
aktorską. Aarona Paula nikomu raczej przedstawiać nie trzeba, to samo tyczy się
Dominica Coopera. Obydwaj panowie coraz śmielej poczynają sobie w Hollywood. Wtóruje
im urocza Imogen Poots, która swoją urodą i brytyjskim akcentem przyozdabia nam
seans. Do tego Rami Malek, Pamon Rodriguez, Scott Mescudi (znany lepiej jako
Kid Cudi) oraz przyszła gwiazda „50 twarzy Grey’a” Dakota Johnson. Wszyscy wywiązali
się bardzo dobrze ze swoich ról, wprowadzając nieco dramaturgii na przemian z
humorem. Jednakże mnie szczególnie ujęła relacja bohaterów granych przez Paula
i Poots. Kto się czubi ten się lubi.
Pod
względem technicznym film prezentuje się naprawdę okazale. Nie brak tu ryku
silników, dźwięku zmieniającej się skrzyni biegów, czy nawet efektu slow-mo. Na
uwagę zasługują ciekawe zdjęcia oraz delikatna wręcz ścieżka dźwiękowa. To nie „Szybcy
i Wściekli” i klubowe rytmy. Tutaj rządzą subtelne motywy muzyczne i lekka nostalgia. Szczerze
powiedziawszy nie spodziewałem się, że aż tak pozytywnie odbiorę ten film. Spodziewałem
się raczej kopii wspomnianych „Szybkich i Wściekłych”. Dostałem za to film z
niebanalnymi pościgami, dobrą młodą obsadą i lekko nostalgicznym, momentami
dramatycznym klimatem. Nie miałbym nic przeciwko kontynuacji przygód Tobey’a
Marshalla w przeciągu najbliższych kilku lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz