piątek, 9 maja 2014

Jedzie pociąg z daleka... - "Snowpiercer: Arka Przyszłości"

            „Snowpiercer: Arka Przyszłości” to najnowszy film, a za razem anglojęzyczny debiut Joon-ho Bonga. Koreańskiego reżysera znanego chociażby z „The Host: Potwór”. Skośnookiemu twórcy udało się zebrać iście hoolywoodzką obsadę w której skład wchodzą m.in. Chris Evans, Jamie Bell, John Hurt, Tilda Swinton oraz Octavia Spencer. Rodzimy kraj reżysera reprezentuje etatowy aktor większości jego produkcji czyli Kang-ho Song.

            O czym opowiada sam film i czymże jest w ogóle tytułowy Snowpiercer? Otóż w niedalekiej przyszłości ludzie pragnąc zapanować nad efektem cieplarnianym wysyłają w przestrzeń kosmiczną specjalne urządzenia, których zadaniem ma być lekkie ochłodzenie klimatu. Jednakże coś idzie nie tak, urządzenia te płatają figla i Ziemię ogarnia totalne zlodowacenie. Brakuje tylko Scrata i jego orzeszka wprost z „Epoki Lodowcowej”. Wtem z pomocą ludzkości idzie niejaki Wilford. Konstruktor, bogacz, miłośnik pociągów. I właśnie nasz Snowpiercer okazuje się być pociągiem z przeogromną ilością wagonów. Pojazd ten jest perpetuum mobile, napędzanym przez reaktor znajdujący się w lokomotywie. Jak sama nazwa wskazuje jest on „łamaczem śniegu”, śniegu którego wykorzystuje się do pozyskania wody. Nasz Snowpiercer to cud techniki jaki spadł ludzkości niczym dar z nieba. W nim to każdy wagon odpowiedzialny jest za konkretną funkcję. Czy to zaopatrzeniową, czy wypoczynkową bądź edukacyjno-rozrywkową. Wszystkie zaś tworzą jeden ogromny ekosystem. Mówię Wam, to robi naprawdę ogromne wrażenie.


            W pociągu panuje podział na klasy społeczne. Począwszy od lokomotywy w której żyje Wilford, zwany wybawcą. Im bliżej końca tym klasa społeczna jest niższa. Końcowe wagony pociągu, tzw. ogon, zamieszkują najbiedniejsi, plebs. Warunki w jakich żyją do złudzenia przypominają te z obozów koncentracyjnych. Nietrudno się więc domyślić, że owa biedota planuje bunt, powstanie, rewolucję, jak zwał tak zwał. Mają oni najzwyczajniej w świecie dość warunków bytu, w tym „posiłków”, czyli tabliczek, galareto podobnych batonów proteinowych. Od słowa tylko krok dzieli ich do czynów.

            Na czele buntu staje Curtis (Chris Evans). Prowadzi on za sobą grupę rebeliantów, która po drodze stawić musi czoła przeróżnym przeszkodom, głównie wojsku Wolforda, które to jest znacznie lepiej uzbrojone. Po drugiej stronie barykady stoi Mason (Tilda Swinton). Paskudne babsko myślące tylko o swoim dobrze i propagujące hasełka ku czci wybawiciela ludzkości, Wilforda. Prawą ręką Curtisa okazuje się być Edgar. Tę parę bohaterów łączy pewna przerażająca historia z przeszłości. Mogę Was zapewnić iż Curtisa po drodze do lokomotywy spotka wiele niespotykanych wydarzeń.


            Pod względem technicznym „Snowpiercer” prezentuje się całkiem dobrze. W dobrym stylu udaje wakacyjny blockbuster, którym powiedzmy sobie szczerze nie jest. Reżyser stawia w tym przypadku na treść, nie na formę. Na próżno doszukiwać się tutaj wybuchów czy innych zapierających dech w piersiach efektów specjalnych. Ale spokojnie, film jest przyjemny dla oka. Bong stworzył według mnie kameralne science-fiction z elementami polityczno-wojennymi. Jest to najprościej mówiąc odzwierciedlenie otaczającego nas świata. I to jest siła tej produkcji. Świetna obsada, ciekawa fabuła oraz surowy post apokaliptyczny klimat sprawiają, że film ten ogląda się z czystą przyjemnością, a jednocześnie z uczuciem przerażenia i obawą przed wizją przyszłości jaką prezentuje nam ten film.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz