sobota, 17 maja 2014

Król powrócił - "Godzilla".

Godzilla, ach ten Godzilla. Ileż ja czasu spędziłem za dzieciaka oglądając przygody Króla Potworów. To były wspaniałe czasy i niezapomniane przeżycia. Seria o potworze z głębin oceanów obchodzi w tym roku swoje 60 lecie. Film wyreżyserowany przez Garetha Edwardsa jest bodajże 29 odsłoną przygód gigantycznego gada. Edwards jako reżyser zadebiutował kameralnym "Monsters", thrillerem sci-fi z monstrami w tle, znanym u nas pod tytułem "Strefa X". To właśnie po tym filmie Warner Bros. do spółki z Legendary Pictures zaproponowali mu wyreżyserowanie "Godzilli". Domyślam się, że chcieli w ten sposób stworzyć film, który będzie nie tylko spektakularnym widowiskiem, ale również produkcją wciągającą i  opowiadającą trzymającą w napięciu fabułę. Dla Edwardsa to tak naprawdę pierwszy poważny, a wręcz arcytrudny sprawdzian. Czy mu się udało? Czy "Godzilla" poza swoją widowiskowością ma nam coś do zaoferowania?

Film Edwardsa to reaktywacja kultowej postaci stworzonej przez wytwórnię Toho. Domyślam się, że każdy z Was w mniejszym czy większym stopniu kojarzy genezę tej postaci. Z podobnego założenia wyszli twórcy, którzy nie skupiają zbyt dużej uwagi nad wspomnianą genezą. Godzilla jest tutaj owianym tajemnicą ogromnym prehistorycznym stworem z głębin oceanu. Ludzkość, jak to ma w zwyczaju, od wielu lat próbuje pozbyć się go z naszej planety. Prób było wiele, począwszy od okresu II wojny światowej, a oficjalnie nazywane były one testami broni atomowej. Jak łatwo się domyśleć, Godzilla nic sobie z nich nie robił.

Fabuła opiera się na rodzinie Sandry (Juliette Binoche) i Joe’a (Bryan Cranston) Brody. Joe wraz z Sandrą pracują w japońskiej instytucji Janjira, na terenie której znajduje się kilka reaktorów atomowych. W dniu urodzin ojca dochodzi do znacznego zwiększenia aktywności sejsmicznej, co doprowadza do katastrofy oraz śmierci żony. Jednak mąż nie wierzy, że to trzęsienie ziemi. Jest świecie przekonany, że katastrofę spowodował jakiś inny czynnik. Postanawia resztę swojego życia przeznaczyć na udowodnienie swoich teorii. W międzyczasie jego syn Ford (Aaron Taylor-Johnson) dorasta i zostaje saperem, specjalistą od bomb. Tak, dobrze się domyślacie, ojciec miał stuprocentową rację. Syn natomiast, odegra w tej historii jedną z najważniejszych ról, zaraz obok Godzilli.


Wydawać by się mogło, że przy takiej obsadzie nie może być mowy o jakiejkolwiek porażce artystycznej. Sam tak uważałem. Jakże mocno się zawiodłem. "Godzilla" pod względem aktorskim strasznie kuleje. Wprawdzie Cranston dwoi się i trio, jednak jego rola nie jest aż tak duża, jak sugerują to zapowiedzi wideo. Binoche jest w filmie tyle co kot napłakał, jej synowej, granej przez Elizabeth Olsen w sumie nie wiele więcej. Natomiast główny ludzki bohater tego filmu grany przez Taylora-Johnsona zawodzi na całej linii. Aktor znany z przeboju Kick-Ass jest bezpłciowy jak Conchita Wurst znana z Eurowizji. Zero w nim emocji, jakiegokolwiek zaangażowania. Niestety, ale mrużeniem oczu i smutnym głosem mówionym przez zaciśnięte gardło nie da się odpowiednio zaangażować widza w historię swojej postaci. Przynajmniej temu doprawdy zdolnemu aktorowi się nie udało. W sumie moje narzekanie na ten film mogłoby skończyć się na wytknięciu bezbarwnej gry aktorów, jednak scenariusz też pozostawia wiele do gadania. Film oferuje nam kilka absurdalnie durnych sytuacji, obnażając w dosadny sposób głupotę ludzkiego postępowania.


Film na całe szczęście braki fabularne nadrabia swoją widowiskowością. Efekty specjalne stoją na najwyższym poziomie. Nie mogło być inaczej, wszak Edwards swoją przygodę z filmem zaczynał jako specjalista właśnie od efektów specjalnych. Głównej atrakcji czyli tytułowego potwora nie jest może zbyt wiele na ekranie, ale każde jego pojawienie się powoduje ciarki na plecach, opad szczęki i ogólną euforię wśród widowni. Godzilla jest przepotężny, majestatyczny, zapierający dech w piersiach. Po prostu cud współczesnej grafiki komputerowej. Co ciekawe Edwards w swoim filmie bardzo oszczędnie dozuje jego największy atut, największą broń jaką dysponuje. Cała historia okraszona jest muzyką cenionego kompozytora Alexandre Desplata. Jest to ścieżka dźwiękowa, która w żadnym momencie nie próbuje wybić się ponad obraz z którym współpracuje.


Powiedzmy sobie szczerze, ten film bez Godzilli byłby kolejną średniego poziomu rozwałką w stylu „2012” czy innego „Dnia Niepodległości”. Widać, że reżyser próbował wnieść do całej historii choć odrobinę dramatyzmu, tak by widz mógł wczuć się w dramat jaki przechodzą bohaterowie. Szkoda, że aktorzy tak lekceważąco podeszli do swojej pracy. Niemniej jednak nie jest to produkcja zła. W żadnym wypadku. Po prostu mam wrażenie, że ten projekt nieco przerósł reżysera, dla którego jest to pierwsze tak ogromne przedsięwzięcie w karierze. Tak czy inaczej, dla fanów monster movies jest to pozycja obowiązkowa. Godzilla dostarcza masę frajdy i nadrabia braki w scenariuszu i mierną grę aktorską.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz