Jon Favreau to człowiek wielu talentów - aktor, reżyser, scenarzysta,
producent. Gość podczas swojej kariery odniósł kilka finansowych jak i
artystycznych sukcesów. To nie podlega żadnej wątpliwości. Warto wspomnieć w
tym miejscu o jego współpracy z Marvel/Disney. To on swoim „Iron Manem”
rozpoczął całą zajawkę na filmowy świat Marvela. Dzięki niemu (i Marvelowi
oczywiście) Robert Downey Jr. powrócił, a nawet wspiął się na szczyt panteonu dzisiejszych
gwiazdorów Hollywood. Tym razem nasz człowiek orkiestra, jakim niewątpliwie
jest Favreau, postanowił stworzyć projekt bardziej osobisty niż jego ostatnie
filmy. Efektem jego prac jest „Szef”, najsmaczniejsza komedia tego roku.
Film opowiada historię Carla Caspera (Jon Favreau),
kucharza pasjonata, szefa kuchni w Gauloises, renomowanej restauracji w Los
Angeles. Carl jeszcze kilka lat wcześniej święcił sukcesy kulinarne, od jego osoby
aż biło pasją do gotowania. Przez te kilka lat pracy nasz bohater wpadł jednak w
sidła rutyny. Od lat serwuje to samo menu i powoli zaczyna go to wykończać. Dosyć
mocno pomaga mu w tym właściciel Gauloises, Riva (Dustin Hoffman). Zbieg
wydarzeń oraz… Twitter, spowodują, iż Carl nie dość, że zostaje upokorzony, to traci
pracę. Z pomocną dłonią wychodzi jego była żona, Inez (Sofia Vergara). Zabiera
go do Miami w charakterze opiekunki ich syna, 11 letniego Percy’ego (Emjay
Anthony). Na miejscu pierwszy mąż Inez, Marvin (Robert Downey Jr.) postanawia
pomóc Carlowi. Podarowuje mu rozpadającego się food trucka, bar na kółkach. Bohater
postanawia wyremontować samochód i ruszyć w trasę powrotną drogami USA. W taki
właśnie sposób rozpoczyna się największa przygoda w życiu Carla i Percy’ego.
Ta wyprawa staje się idealną okazją do zacieśnienia
więzi między ojcem i synem. Carl choć naprawdę się stara, nie zawsze potrafi
odpowiednio zachować się wobec syna. Próbuje jednak zaszczepić w swoim potomku
pasję do kulinarstwa. To wszystko zbliża ich do siebie. Po drodze nie obędzie
się bez mniejszych bądź większych wpadek. W całym tym miszmaszu charakterów i
wydarzeń, dwójce bohaterów towarzyszy Martin (John Leguizamo), przyjaciel i
zaufany współpracownik Carla. „Szefa” można śmiało nazwać filmem drogi. Im więcej
kilometrów na liczniku, tym porozumienie między pokoleniami staje się
mocniejsze. Zarówno ojciec jak i syn wynoszą z podróży wiele nauk oraz ogrom
doświadczenia. Carl w końcu zaczyna rozumieć, na czym mu najbardziej w życiu
zależy. Czego tak naprawdę pragnie. W filmie nie brakuje świetnego, lekkiego
humoru. Jest tu kilka tak przezabawnych scen, które zagwarantują wam ból mięśni
brzucha. Sama scena z mąką kukurydzianą powinna przejść do historii filmów
komediowych.
„Szef” to niewątpliwie jedna z najlepszych komedii
tego roku. Film nasycony przepysznym klimatem i co oczywiste, jeszcze smaczniejszymi
potrawami. Dawka humoru jaką oferuje, poruszy nawet największego sztywniaka.
Widać, jak aktorzy świetnie bawili się na planie. To się po prostu podczas
seansu czuje. „Szef” to tak naprawdę film dla każdego (chyba , że ktoś jest na
diecie). Gwarantuję, że bez względu na wiek czy pleć, każdy będzie się na nim
świetnie bawił. Jest to film idealny na wakacje i czuć w nim ten błogi klimat.
Po dodaniu do niego tych wszystkich pyszności, wychodzi coś wspaniałego.
Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz