Furia to kino, które już na samym początku łapie
widza za gardło i nie chce puścić, aż do ostatnich chwil. To prawdziwie męska
historia, która udowadnia, że kino wojenne potrafi wywołać u widza pokłady
emocji. Łzy, wzruszenie, współczucie, to tylko niektóre z nich. reżyserowi
udało się stworzyć opowieść o braterstwie i bezinteresownym oddaniu ojczyźnie.
Pomimo potu, łez, hektolitrów krwi i całej tej brutalności, aż ma się ochotę
spędzić choć jeden dzień w ciasnocie czołgu, lecz wśród ludzi, którzy bez
wahania oddadzą za ciebie życie.
Film opowiada historię 5 członków załogi czołgu
Sherman. Akcja rozgrywa się pod koniec II Wojny Światowej na terenie Niemiec.
Alianci (a któż by inny) coraz mocniej przyciskają armię niemiecką i wyczekują
wywieszenia przez nich białej flagi. Problem w tym, że Szwaby nie zamierzają
się poddać. Historia skupia się na Normanie (Logan Lerman), nowicjuszu
szkolonym w pisaniu na maszynie, który zostaje rzucony na głęboką wodę, wprost
do kabiny czołgu. Jego pierwsze spotkanie z wojną jest jak strzał pięścią
prosto w mordę. Nie zdążysz się podnieść, a już otrzymujesz kolejny cios w
żebra. Norman odbywa służbę pod dowództwem Dona “Wardaddy” Coliera (Brad Pitt),
człowieka, który całym sobą nienawidzi Niemców. Już po pierwszej scenie, w której
przyczaja się na przeciwnika i wykańcza go z zimną krwią, wiadomo, że z nim
lepiej nie zadzierać. Reszta ekipy czołgu nie pozostaje w tyle. Gordo (Michael
Pena), Coon-Ass (John Bernthal) i Bible (Shia LaBeouf) to niezłe zakapiory.
David Ayer, to twórca takich filmów jak świetni
“Bogowie Ulicy” i nieco gorszy “Sabotaż” oraz scenarzysta kapitalnego “Dnia
Próby”. “Furią” udowadnia jak dobry z niego fachowiec. Ten film to pieprzony,
świetnie nakręcony majstersztyk! Warstwa wizualna kładzie widza na łopatki. Scenografia
wygląda świetnie, a na planie widać każdego wydanego dolara. Muzyka! Pokłony
dla Stevena Price’a! Na samą myśl o ścieżce dźwiękowej dostaję ciarek na
plecach. Laureat Oscara za niesamowitą oprawę dźwiękową “Grawitacji” i tym
razem powinien spodziewać się nominacji. Aktorzy dali z siebie naprawdę wiele.
Bez wyjątku, każdy z nich zostawił kawałek siebie na planie. Pot, łzy, brud, to
kwintesencja “Furii”. To nie jest jakaś bajeczka dla dzieci. To realistycznie
odwzorowane oblicze cholernej wojny. To najlepszy film wojenny ostatnich lat.
Jak dla mnnie oprócz scen batalistycznych to ten film wywoływał głównie tzw. "facepalm". Na siłe wciśnięty "miłosierny Niemiec", tania symbolika w postaci białego konia na początek i koniec, ustawienie konfliktu młody, który przyszedł na gotowe vs bękarty wojny. Co raz mocniej przychylam się do opinii, że Dzień Próby od Ayera to przypadek.
OdpowiedzUsuń