„Kingsman: Tajne Służby” to kolejny po
filmie „Kick-Ass” efekt współpracy pomiędzy reżyserem Matthew Vaughn’em, a
twórcą komiksów Markiem Millarem. Podobnie jak w przypadku ekranizacji komiksu
o młodocianym bohaterze, tak i tutaj, twórcy w nieco szalony i bezpretensjonalny
sposób bawią się konceptem (super)bohatera. Dla brytyjskiego reżysera jest to
też pierwsza w karierze możliwość zbliżenia się do tematyki szpiegowskiej.
Wiadomo bowiem, iż starał się on o angaż na stołek reżyserski jednego z filmów
o Jamesie Bondzie. Jeśli prześledzimy dorobek czy to Vaughna (Przekładaniec,
Kick-Ass, X-Men: Pierwsza Klasa), czy Millara (Wanted – Ścigani, Kick-Ass,
Kick-Ass 2), możemy śmiało założyć, że podczas seansu czeka nas coś
nietuzinkowego. Jednak to, co otrzymujemy, przechodzi najśmielsze oczekiwania.
„Tajne Służby” po prostu powalają widza na kolana.
Pamiętacie te starsze przygody Agenta 007?
“Kingsman” jest właśnie takim Bondem XXI wieku. Pełnym absurdów,
niewyobrażalnych zwrotów akcji oraz naprawdę masy świetnej zabawy. Vaughn w
cudowny sposób bawi się motywami znanymi z takich klasyków jak Gwiezdne Wojny,
czy właśnie przygodny Jamesa Bonda i miesza je w iście zawadiackim sosie, w
komiksowej polewie. Efekt? Jeśli lubujecie się w przygodach pełnych zawrotnej
akcji, masy gadżetów i świetnych gagów, a przy okazji lubicie Bondy zakadencji
Connery’ego, czy Moore’a, to trafiliście pod właściwy adres. Niech ten krótki
klip pod recenzją przybliży Wam nieco styl tej produkcji.
“Kingsman” to nie tylko wygłupy na
ekranie. Jednym z najjaśniejszych punktów tej świetnej produkcji jest obsada. W
jej skład wchodzi śmietanka brytyjskich aktorów, na czele z Michaelem Cainem,
Colinem Firthem i Markiem Strongiem. Świetny w roli komicznie sepleniącego
arcywroga jest Samuel L. Jackson. Błysk w oku Tarona Egertona, urocza Sophie
Cookson i zabójcza Sofia Boutella dodają tu wiele świeżości. Po zmiksowaniu
otrzymujemy na ekranie mieszkankę klasy, ekstrawagancji oraz młodzieńczej
brawury. I gdy się to wszystko ogląda, to ręce aż składają się do oklasków.
Fabuła filmu jest zakręcona niczym włoskie
lody. Przybliża nam historię młodego chłopaka Eggsy’ego (Taron Egerton) , który
z dnia na dzień otrzymuje szansę dołączenia do tajnej jednostki agentów,
czerpiących inspirację od Króla Artura i jego rycerzy okrągłego stołu. Gdy światu
zaczyna zagrażać niebezpieczeństwo ze strony szalonego miliardera Valentine’a
(Samuel L. Jackson), życie ludzkie uratować mogą jedynie superagenci, ubrani w
szykowne garnitury. Po prostu klasa!
Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał o
warstwie audio-wizualnej. A ta prezentuje się niezwykle okazale. Ścieżka
dźwiękowa to miks przeplatających się motywów z filmów o superbohaterach oraz
tych z kina szpiegowskiego i to o dziwo bardzo dobrze ze sobą współgra. Obraz
kosztował nieco ponad 80 milionów dolarów i na ekranie widać każdego
zainwestowanego weń banknota. Scenografia i efekty specjalne są pierwsza klasa.
Vaughn ma swój styl, a ten pasuje tutaj jak ulał.
Na sam koniec mogę chyba śmiało
stwierdzić, iż najnowsze dzieło duetu Vaughn - Millar, już w momencie premiery
stało się dla mnie jednym z pretendentów do najbardziej czadowego filmu roku.
Ekranizacje komiksów robią coraz większą furorę i warto w tym miejscu
wspomnieć, że na świecie prócz przygód bohaterów Marvela i DC Comics, są inne,
warte ekranizacji historie komiksowe. “Kingsman: Tajne Służby” udowadnia, że z
dobrym podejściem nawet najbardziej absurdalna fabularnie opowieść, potrafi
okazać się kapitalną rozrywką. A, że przy okazji sparodiuje masę kultowych
produkcji? Ja nie mam z tym najmniejszego problemu!
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń