sobota, 14 marca 2015

Futurystyczna baśń dla dorosłych - "Chappie".

Neill Blomkamp to w mojej skromnej opinii jeden z najzdolniejszych twórców kina młodego pokolenia, który kilka lat temu dzięki kapitalnemu „Dystryktowi 9″ wybił się do czołówki hollywoodzkich reżyserów. Wraz z „Elizjum” udowodnił iż opowieść o „krewetkach” z kosmosu nie była „wypadkiem” przy pracy, a efektem jego talentu. Udowodnił swoją wartość, swoją kreatywność i co najważniejsze, udowodnił też, że nie boi się pokazywać w swoich filmach tematyki ważnej i trudnej w kontekście ludzkości zamieszkującej naszą planetę. Blomkamp w swoich filmach eksperymentuje i wynikiem jednego z takich eksperymentów jest „Chappie” – połączenie kina futurystycznego, z komedią, przygodą oraz elementami thrillera.

“Chappie” to film opowiadający historię policyjnego androida (w tej roli stały współpracownik reżysera – Sharlto Copley), który na skutek uszkodzeń odniesionych podczas akcji, ląduje na śmietnisku. Jednakże dzięki pewnemu młodemu, acz szalenie zdolnemu naukowcowi imieniem Deon (Dev Patel) zyskuje świadomość, która czyni go czymś więcej niż tylko zaprogramowaną blaszaną puszką. W wyniku pewnych wydarzeń android trafia pod skrzydła trójki gangsterów, którzy zamierzają wykorzystać go do swoich niecnych zamiarów. W taki sposób rozpoczyna się jego szkoła życia oraz wyścig z czasem, albowiem jego los zależy od szybko wyczerpującej się baterii. Lecz nie tylko, bowiem na drodze staje mu niejaki Vincent Moore (Hugh Jackman).


Koncept głównej postaci jest po prostu świetny. Otóż poznajemy androida, który rozumem przypomina małe dziecko, jednak nową wiedzę przyswaja sobie w zastraszająco szybkim tempie. Wpływ na niego mają postacie Yolandi oraz Ninja, których uważa za swoich rodziców. A, że pochodzą oni ze światka przestępczego, to Chappie w krótkim czasie zdobywa tajniki posługiwania się bronią białą, miotaną oraz palną. Łączy się z tym kupa naprawdę dobrego humoru. Pomiędzy sporą ilość scen akcji jakich doświadczamy w filmie, reżyser świadomie przemyca wiele motywów, jak chociażby ten o czarnej owcy w stadzie. Również świadomie zostawia nas z pytaniami odnośnie człowieczeństwa, pragnienia przetrwania, samoświadomości i przekraczania wszelkich granic.


Film Blomkampa to audiowizualny majstersztyk. Nie mogłoby być inaczej, bowiem reżyser rodem z RPA swoją przygodę z branżą filmową zaczynał jako specjalista od efektów specjalnych. To co jego ekipie od efektów udało się wyczarować za niespełna 50 milionów dolarów, zasługuje na ogromne brawa i uznanie. Widoki są piękne, a koncept głównego bohatera powala szczegółami i dopracowaniem. Wyróżniającym elementem jest również ścieżka dźwiękowa skomponowana przez Hansa Zimmera. Warstwa audio jest zróżnicowana i łatwo zapada w pamięci. To zdecydowanie jeden z lepszych soundtracków stworzonych w ostatnich latach przez niemieckiego kompozytora. Blomkamp pomimo tylko trzech pełnometrażowych filmów na koncie, może śmiało pochwalić się swoich unikatowym stylem. Tylko pozazdrościć.


“Chappie” to kino nieco inne niż poprzednie dokonania reżysera. To produkcja mniej poważna, z pewną dozą humoru, acz nie pozbawiona sporej ilości metaforyki. Elementem powtarzającym się we wszystkich dotychczasowych filmach reżysera, jest motyw walki z czasem, walki o przetrwanie. Zarówno Wikus Van De Merwe, Max Da Costa jak i Chappie muszą stoczyć taką walkę, w której stawką jest ich dalsze istnienie. Czy uroczemu (na swój sposób) bohaterowi nowego filmu Blomkampa uda się dotrwać do mety? O tym przekonajcie się już sami. Pozostawiam Was z tym pytaniem i zachęcam do wizyty w kinie. Naprawdę warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz