Neill Blomkamp to w mojej skromnej opinii jeden z
najzdolniejszych twórców kina młodego pokolenia, który kilka lat temu dzięki
kapitalnemu „Dystryktowi 9″ wybił się do czołówki hollywoodzkich reżyserów.
Wraz z „Elizjum” udowodnił iż opowieść o „krewetkach” z kosmosu nie była
„wypadkiem” przy pracy, a efektem jego talentu. Udowodnił swoją wartość, swoją
kreatywność i co najważniejsze, udowodnił też, że nie boi się pokazywać w
swoich filmach tematyki ważnej i trudnej w kontekście ludzkości zamieszkującej
naszą planetę. Blomkamp w swoich filmach eksperymentuje i wynikiem jednego z
takich eksperymentów jest „Chappie” – połączenie kina futurystycznego, z
komedią, przygodą oraz elementami thrillera.
“Chappie” to film opowiadający historię policyjnego
androida (w tej roli stały współpracownik reżysera – Sharlto Copley), który na
skutek uszkodzeń odniesionych podczas akcji, ląduje na śmietnisku. Jednakże
dzięki pewnemu młodemu, acz szalenie zdolnemu naukowcowi imieniem Deon (Dev
Patel) zyskuje świadomość, która czyni go czymś więcej niż tylko zaprogramowaną
blaszaną puszką. W wyniku pewnych wydarzeń android trafia pod skrzydła trójki
gangsterów, którzy zamierzają wykorzystać go do swoich niecnych zamiarów. W
taki sposób rozpoczyna się jego szkoła życia oraz wyścig z czasem, albowiem
jego los zależy od szybko wyczerpującej się baterii. Lecz nie tylko, bowiem na
drodze staje mu niejaki Vincent Moore (Hugh Jackman).
Koncept głównej postaci jest po prostu świetny. Otóż
poznajemy androida, który rozumem przypomina małe dziecko, jednak nową wiedzę
przyswaja sobie w zastraszająco szybkim tempie. Wpływ na niego mają postacie
Yolandi oraz Ninja, których uważa za swoich rodziców. A, że pochodzą oni ze
światka przestępczego, to Chappie w krótkim czasie zdobywa tajniki posługiwania
się bronią białą, miotaną oraz palną. Łączy się z tym kupa naprawdę dobrego
humoru. Pomiędzy sporą ilość scen akcji jakich doświadczamy w filmie, reżyser
świadomie przemyca wiele motywów, jak chociażby ten o czarnej owcy w stadzie.
Również świadomie zostawia nas z pytaniami odnośnie człowieczeństwa, pragnienia
przetrwania, samoświadomości i przekraczania wszelkich granic.
Film Blomkampa to audiowizualny majstersztyk. Nie
mogłoby być inaczej, bowiem reżyser rodem z RPA swoją przygodę z branżą filmową
zaczynał jako specjalista od efektów specjalnych. To co jego ekipie od efektów
udało się wyczarować za niespełna 50 milionów dolarów, zasługuje na ogromne
brawa i uznanie. Widoki są piękne, a koncept głównego bohatera powala
szczegółami i dopracowaniem. Wyróżniającym elementem jest również ścieżka
dźwiękowa skomponowana przez Hansa Zimmera. Warstwa audio jest zróżnicowana i
łatwo zapada w pamięci. To zdecydowanie jeden z lepszych soundtracków stworzonych
w ostatnich latach przez niemieckiego kompozytora. Blomkamp pomimo tylko trzech
pełnometrażowych filmów na koncie, może śmiało pochwalić się swoich unikatowym
stylem. Tylko pozazdrościć.
“Chappie” to kino nieco inne niż poprzednie
dokonania reżysera. To produkcja mniej poważna, z pewną dozą humoru, acz nie
pozbawiona sporej ilości metaforyki. Elementem powtarzającym się we wszystkich
dotychczasowych filmach reżysera, jest motyw walki z czasem, walki o
przetrwanie. Zarówno Wikus Van De Merwe, Max Da Costa jak i Chappie muszą
stoczyć taką walkę, w której stawką jest ich dalsze istnienie. Czy uroczemu (na
swój sposób) bohaterowi nowego filmu Blomkampa uda się dotrwać do mety? O tym
przekonajcie się już sami. Pozostawiam Was z tym pytaniem i zachęcam do wizyty
w kinie. Naprawdę warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz