Ludzie psychicznie chorzy to naprawdę ciekawe
przypadki. Chyba każdy z nas miał w życiu taki moment rozmyślań nad tym, jak
postrzegają świat osoby z takimi zaburzeniami. Z odpowiedzią na nasze pytania
próbuje przyjść Marjane Satrapi. Nieznana mi wcześniej reżyserka irańskiego
pochodzenia. Temat stosunkowo ciężki, także pomysł autorki, aby stworzyć z tego
czarną komedię wymieszaną z thrillerem, przynajmniej na papierze wydaje się być
strzałem w dziesiątkę. I w sumie nim jest.
Nasz główny bohater, Jerry (Ryan Reynolds), to typ
człowieka mocno doświadczonego przez los. Psychicznie chora matka, znęcający
się ojciec, częste wizyty u psychiatry. Żyć nie umierać. Gdy mogłoby się
wydawać, że gość wychodzi na prostą i zaczyna łapać dobry kontakt z otoczeniem
– wszystko się za przeproszeniem pieprzy. Wychodzi na jaw jego prawdziwe
oblicze. Oblicze szaleńca, który „nieświadomie” morduje osobę, którą rzekomo
pokochał. A kto jest temu winien? No wiadomo, że gadający, rudy, wredny kot.
Tytuł filmu sam mówi za siebie. Nasz bohater lubi pogawędzić sobie ze swoimi
zwierzakami.
„The Voices” od samego początku wzbudza przeczucie,
iż coś tu jest nie tak. Świat przedstawiony w filmie wydaje się zbyć aż nazbyt
kolorowy, z dominacją pastelowych barw w wręcz nieskazitelnie czystym,
sterylnym otoczeniu. Każdy ma tu idealnie ułożoną fryzurę, wyprasowane ciuchy i
uśmiechniętą facjatę. Spokojnie. Wszystko ulega zaburzeniu wraz z pojawieniem
się pierwszych kropli krwi na twarzy i staniku apetycznie wyglądającej Fiony (Gemma
Arterton). To ona okazuje się być pierwszą, acz nie ostatnio ofiarą Jerry’ego.
I wtedy akcja zaczyna nabierać tempa.
Reżyserka bardzo umiejętnie poprowadziła swoich
aktorów, a w szczególności głównego bohatera. Porządny scenariusz i dobre
dialogi robią swoje. Efektem tego jest coś zaskakującego - współczucie, jakie
na każdym kroku odczuwamy do Jerry’ego. Pomimo faktu iż popełnił makabryczną
zbrodnię, cały czas chcemy wierzyć, że to tak naprawdę nie jest jego wina. Że
to wszystko te cholerne głosy. Ten cholerny, rudy kot podjudzacz. Że tak
naprawdę, to Jerry jest tu ofiarą. Ułatwia nam to kapitalnie spisujący się w
swojej roli Ryan Reynolds. Aktor dotychczas kojarzony z komediami czy filmami
akcji, tutaj udowadnia swój aktorski kunszt. Perfekcyjnie wciela się w
dzieciaka zamkniętego w ciele dorosłego mężczyzny. Człowieka dotkniętego
ogromną traumą. Zmagającego się nie tylko z problemami psychicznymi, ale
również samotnością. I tak naprawdę ciężko stwierdzić, co jest dla niego
gorsze.
Reżyserka umiejętnie łączy elementy dreszczowca, z
czarną komedią. Mamy tu zarówno dobrze skonstruowaną akcję z odpowiednią dawką
suspensu, kończącą się zaskakującymi zwrotami akcji, jak i kilka lżejszych
scen. Tak dla odsapnięcia. Aktorzy idealnie sprawdzają się w powierzonych im
rolach. Prócz Reynoldsa na pochwały zasługuje nieco wyniosła Gemma Arterton,
czy do rany przyłóż Anna Kendrick.
Satrapi odważnie próbuje uświadomić nam, iż problemy
osób psychicznie chorych nie wynikają tylko z winy chorego, lecz składa się na
nie mnóstwo czynników. I za to należą się jej brawa. W tym filmie wszystko się
klei w bardzo zjadliwą całość. Oczywiście, ilość makabry i czarnego humoru nie
każdemu może przypaść do gustu, jednak nikt nie powiedział, ze musi być łatwo.
Warto dać „Głosom” szansę, chociażby dla kilku fantastycznych scen, w których
bryluje ten cholerny, rudy kocisko. Jednak najważniejsze jest to, że to film z
drugim dnem. Warto żebyście odkryli je sami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz