Po długich trzech latach wyczekiwań wreszcie
nadszedł ten moment - premiera kolejnych przygód dzielnej grupy Avengers stała
się faktem. Tysiącom domysłów i teorii spiskowych dotyczących fabuły filmu w
końcu nadszedł koniec. Obyło się bez niespodzianek i większych kontrowersji.
Jednak najważniejsze pytanie brzmi - czy (jak to wielu przed premierą
sugerowało) “Czas Ultrona” zjadł swojego poprzednika na śniadanie? I czy to w
ogóle dobry film?
Zjadł to może niezbyt dobre słowo. Druga część jest
po prostu o wiele większym widowiskiem niż jej poprzedniczka. Co za tym idzie,
zmieniła się również nieco forma samego filmu. To już nie jest historia, której
bohaterowie poznają się po raz pierwszy i próbują ze sobą w jak najlepszy
możliwy sposób współpracować. Tutaj Iron Man, Kapitan Ameryka, Hulk, Thor,
Black Widow i Hawkeye są niczym weterani wojenni, mający za sobą niezliczoną
liczbę wspólnych wypadów w teren. Dosadnie pokazuje to scena otwierająca film,
w której to Avengersi współpracują ze sobą z iście szwajcarską precyzją. Jednak
jak to prędzej czy później bywa w tego typu filmach - coś musiało pójść nie po
myśli bohaterów. A może to wina reżysera?
O co w ogóle tyle afery? A no o Ultrona. Najbardziej
dramatyczna postać całego Uniwersum - Tony Stark aka Iron Man - postanawia
stworzyć system obrony Ziemi. W tym celu wykorzystuje sztuczną inteligencję z
kosmosu, która postanawia się zbuntować i naszą piękną planetę... ocalić. A
sposób jest na to tylko jeden - likwidacja gatunku ludzkiego. Brzmi
oryginalnie.
Takim oto sposobem rodzi się wspomniany Ultron.
Sztuczna inteligencja o mentalności małego, rozkapryszonego dzieciaka, któremu
tatuś zabrał zabawkę i młody postanawia się zemścić. Oczywiście dzieciak
odziedzicza wszystkie najcudowniejsze cechy ojca - zapatrzenie w samego siebie,
cynizm, sarkazm itd. I w sumie, zamiast być postacią przerażającą, taką która
lada chwila może rozpieprzy całą ludzkość, to Ultron tak na dobrą sprawę nie
wzbudza jakiegoś większego strachu. Chyba, że to ze mną jest coś nie tak.
Film w mojej skromnej ocenie cierpi na zbyt dużą
liczbę wątków, jakie próbuje poruszyć. Jest to efekt posiadania naprawdę wielu
bohaterów. Chociaż Whedon się stara, to wychodzi z tego straszny misz – masz.
Obawiam się wręcz, że film może być strasznie niezrozumiały dla osób nie
obeznanych w Filmowym Uniwersum Marvela, bowiem “Czas Ultrona” średnio broni
się jako pojedynczy film. To świetne wizualne widowisko, które działa jako
kolejny, długi odcinek serialu, który wymaga od widza chociaż minimum
zaznajomienia się z tematyką. Warto zadać sobie pytanie – czy taki film jak
“Avengers” nie powinien być bardziej uniwersalny? Tak, aby widz po seansie mógł
poczuć satysfakcję, a nie ból głowy od przepychu i niezrozumienia przepełnionej
wątkami fabuły?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz