środa, 20 maja 2015

Superbohaterski przesyt - "Avengers: Czas Ultrona".

Po długich trzech latach wyczekiwań wreszcie nadszedł ten moment - premiera kolejnych przygód dzielnej grupy Avengers stała się faktem. Tysiącom domysłów i teorii spiskowych dotyczących fabuły filmu w końcu nadszedł koniec. Obyło się bez niespodzianek i większych kontrowersji. Jednak najważniejsze pytanie brzmi - czy (jak to wielu przed premierą sugerowało) “Czas Ultrona” zjadł swojego poprzednika na śniadanie? I czy to w ogóle dobry film?

Zjadł to może niezbyt dobre słowo. Druga część jest po prostu o wiele większym widowiskiem niż jej poprzedniczka. Co za tym idzie, zmieniła się również nieco forma samego filmu. To już nie jest historia, której bohaterowie poznają się po raz pierwszy i próbują ze sobą w jak najlepszy możliwy sposób współpracować. Tutaj Iron Man, Kapitan Ameryka, Hulk, Thor, Black Widow i Hawkeye są niczym weterani wojenni, mający za sobą niezliczoną liczbę wspólnych wypadów w teren. Dosadnie pokazuje to scena otwierająca film, w której to Avengersi współpracują ze sobą z iście szwajcarską precyzją. Jednak jak to prędzej czy później bywa w tego typu filmach - coś musiało pójść nie po myśli bohaterów. A może to wina reżysera?

O co w ogóle tyle afery? A no o Ultrona. Najbardziej dramatyczna postać całego Uniwersum - Tony Stark aka Iron Man - postanawia stworzyć system obrony Ziemi. W tym celu wykorzystuje sztuczną inteligencję z kosmosu, która postanawia się zbuntować i naszą piękną planetę... ocalić. A sposób jest na to tylko jeden - likwidacja gatunku ludzkiego. Brzmi oryginalnie.


Takim oto sposobem rodzi się wspomniany Ultron. Sztuczna inteligencja o mentalności małego, rozkapryszonego dzieciaka, któremu tatuś zabrał zabawkę i młody postanawia się zemścić. Oczywiście dzieciak odziedzicza wszystkie najcudowniejsze cechy ojca - zapatrzenie w samego siebie, cynizm, sarkazm itd. I w sumie, zamiast być postacią przerażającą, taką która lada chwila może rozpieprzy całą ludzkość, to Ultron tak na dobrą sprawę nie wzbudza jakiegoś większego strachu. Chyba, że to ze mną jest coś nie tak.


Film w mojej skromnej ocenie cierpi na zbyt dużą liczbę wątków, jakie próbuje poruszyć. Jest to efekt posiadania naprawdę wielu bohaterów. Chociaż Whedon się stara, to wychodzi z tego straszny misz – masz. Obawiam się wręcz, że film może być strasznie niezrozumiały dla osób nie obeznanych w Filmowym Uniwersum Marvela, bowiem “Czas Ultrona” średnio broni się jako pojedynczy film. To świetne wizualne widowisko, które działa jako kolejny, długi odcinek serialu, który wymaga od widza chociaż minimum zaznajomienia się z tematyką. Warto zadać sobie pytanie – czy taki film jak “Avengers” nie powinien być bardziej uniwersalny? Tak, aby widz po seansie mógł poczuć satysfakcję, a nie ból głowy od przepychu i niezrozumienia przepełnionej wątkami fabuły?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz