poniedziałek, 8 lipca 2013

Brad Pitt kontra zombie sprinterzy - "World War Z".

    Zombie, temat niezwykle popularny ostatnimi laty. Przyczyną tego jest chociażby bardzo dobry, bijący rekordy oglądalności serial „The Walking Dead”, czy gra komputerowa oparta na tym samym komiksie, na którym wzoruje się wspomniany przeze mnie serial. Większość z Was oglądała też „Zombieland” z 2010 roku, który podchodzi do tematu w nieco bardziej humorystyczny sposób, jednocześnie zachowując powagę sytuacji jaką jest plaga zombie. „World War Z” bo taki tytuł nosi najnowszy film z Bradem Pittem, oparty jest na książce "World War Z: An Oral History of the Zombie War" autorstwa Maxa Brooksa. Szczerze powiedziawszy nie miałem z nią styczności, więc nie wiem jak bardzo scenarzyści posłużyli się historia w niej zawartą. Nie mniej jednak dochodziły mnie informacje na temat przekroczenia budżetu filmu, zmian w scenariuszu, dokręcania nowych scen, zmiany zakończenia. Ciężko mi powiedzieć jak duży miało to wpływ na końcową formę obrazu. Nie mniej jednak film przeszedł swoje ale na szczęście cały i zdrów trafił do kin.


Film zaczyna się sceną ukazującą typowo amerykańskie rodzinne śniadanie. Tatuś stoi przy patelni, mamusia całuje córeczki w czółko, a te wcinają polane syropem naleśniki. Głównym bohaterem jest Gerry Lane (Brad Pitt), były śledczy ONZ. Facet przeszedł już swoje i ze szczerą radością stara się wieść normalne życie ze swoją rodziną. Wydawać by się mogło, że nic nie stanie mu na przeszkodzie, aż tu nagle świat obiega wiadomość o przypadkach dziwnych ataków wśród ludzi. Należy wspomnieć o scenie w której jakiś uczony pan doktor zapewnia, że nie ma się czego bać, że to tylko fałszywy alarm. Jak to jednak bywa w amerykańskich produkcjach, fałszywy alarm przeradza się w ogarniającą cały świat (nie tylko Amerykę!) epidemię. Gerry jako, że jest jednym z najlepszych ludzi jakich posiada(ło) ONZ, za namową swojego przyjaciela oraz obietnicą ochrony swoich najbliższych, postanawia wrócić do akcji. Najpierw jednak musi wydostać się z opanowanego przez hordy zombie miasta. Z karabinem snajperskim w ręku przemierza hotelowe korytarze, starając się unikać kontaktu z przeciwnikiem.


Przeciwnik = zombie. Tyle, że nie są to zombie do jakich mogliśmy się przyzwyczaić. Nieumarli w tym filmie są szybcy, silni, bardzo wytrzymali. Bliżej im do „wampirów” z „I am Legend”, niż do powolnych, rozpadających się trupów. Zachowują się, jakby zostali zarażeni wścieklizną. Biegają jak szaleni w celu zainfekowania jak największej liczby żywych istot. Wizualna strona zombie zależy od punktu widzenia. Stając twarzą w twarz nieumarli wyglądają naprawdę dobrze, są pełni detali, charakteryzacja pełna klasa. Natomiast w scenach gdzie kamera prezentuje większy obszar, zombie wyglądają strasznie sztucznie, komputerowo, tandetnie, po prostu brzydko. Momentami wyglądają jak przelewająca się masa żywego truchła. Specjaliści od efektów specjalnych mogli się zdecydowanie bardziej postarać. Jeśli chodzi o element techniczny filmu, to kamera momentami lata jak szalona, co jak można się domyśleć nie umila seansu, a wręcz go pogarsza.


Fabularnie film stoi na przyzwoitym poziomie, chociaż zdarzył się jeden tak bezsensownie głupi moment, że miałem ochotę złapać się za głowę i wykrzyknąć kilka niecenzuralnych słów. Nasz bohater przemierza świat w celu odnalezienia źródła epidemii jaka dotknęła ludzkość. Pojawia się on między innymi w Izraelu, Korei oraz Walii. W Walii właśnie miejsce ma najważniejsza dla filmu sekwencja przedzierania się przez opanowane przez nieumarłych laboratorium. Mówiąc szczerze ten element filmu podobał mi się bardziej, niż bieganie i strzelanie do nieumarłych z karabinów helikoptera. Film nie uchronił się niestety od absurdalnie wyglądających scen, jak katastrofa lotnicza, którą oczywiście przetrwać mógł tylko nasz bohater i kobieta żołnierz, która towarzyszyła mu przez całe śledztwo.


Podsumowując „World War Z” jest filmem dobrym. Ma swoje wady ale na całe szczęście pozbawionym jest patetycznych dialogów o tym jaka to Ameryka jest cudowna. Dodatkowo podchodzi w ciekawy sposób do tematyki i przedstawienia zombie. Mam nadzieję, że do kin trafiać będzie coraz więcej tego typu filmów, ukazujących świeże spojrzenie na tematy, które wydawać by się mogło są nietykalne. W końcu zombie też mają prawo czasami pobiegać i rozprostować kości.

7 komentarzy:

  1. Dobra recenzja :D

    Świetna robota

    pozdrawiam sully_avatar

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa! :) Staram się jak mogę :)
      Zapraszam do lektury pozostałych tekstów :)

      Usuń
  2. Dobrze się czyta:) Podoba mi się.

    OdpowiedzUsuń
  3. O jakim "bezsensownie głupim momencie" mówisz ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Scena z samolotem z tym młodym specem od wirusów :) a dokładnie efekt jego paniki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem ci, że akurat mi ta scena wydała się bardzo zabawna. Choc nie wiem czy tak miała zostać odebrana.

      Usuń